W Katowicach, rodzinnym mieście Kalibra 44, niedługo przed koncertem zespołu podczas ostatniego dnia OFF Festivalu, mieliśmy okazję porozmawiać z twórcami Joką i z dAb-em o kulisach powstawania ich najnowszego albumu pt. "Ułamek tarcia".
Poza tematyką stricte muzyczną, powrócimy razem z nimi na moment do beztroskich czasów dzieciństwa, trudnych twórczo momentów oraz dowiemy się jakie są korzyści jazdy na rowerze.
Opowiedzcie o tym, jak wyglądała praca nad waszą najnowszą płytą "Ułamek tarcia", która ukazała się kilka miesięcy temu?
dAb: - Płyta powstawała parę miesięcy, w sposób dość standardowy, jeśli chodzi o samą metodologię. Najpierw było siedzenie trzy, cztery miesiące i tłuczenie 150 czy 200 bitów. Później były spotkania, telefony, maile itd. Potem było pisanie tekstów, nagrywanie. Następnie szlifowanie, zmienianie, wyrzucanie i dopisywanie nowych... Nic szczególnego. Dużo emocji przy tym było, dużo dogadywania się między sobą. Dużo i dobrych, i złych emocji. Nasze żony i dziewczyny z czerwonymi uszami słuchały, jak wracaliśmy z pracy i wrzucaliśmy, kto co zrobił, kto co powiedział, co fajne, a co niefajne. Więc bardzo dużo wylewało się tych emocji przez nas, pewnie i przez usta, i przez wszystkie możliwe otwory. No i w końcu upragniony finał.
Jak to jest z procesem tworzenia u was, jaka jest droga od pomysłu do finału? Wpadacie od razu w wir pracy, czy raczej koncepcja musi najpierw dojrzeć?
Joka: - Nie ma reguły. Są kawałki, które powstają od razu, a są takie, z którymi trzeba się przespać. Na przykład bywały kawałki, do których miałem aż pięć zwrotek... bo ja tam strasznie bazgrzę, kreślę, wymieniam moduły itd. Tak to wygląda. Są zwrotki czy kawałki, które po prostu... siądziesz i gotowe. Nawet jak się prześpię z nimi to nic się nie zmieni. A są takie, które jednak ten sen mi zmienia. Różnie.
dAb: - To zależy od utworu. Właśnie tak jak mówi Joka - są takie utwory, w których od razu powstaje pomysł. Na przykład mamy temat, jest refren i tylko trzeba do niego zrobić bit. A czasem jest dobry bit, ale żeby był do niego dobry temat, to potrzeba parę dni. Jak czasem nie idzie, to się go odkłada i puszcza inny, na zasadzie "to może ten siądzie". Jeśli jest tylko dostateczna ilość czasu, to nie ma tak, że nie wyjdzie.
Można powiedzieć, że jesteście artystami dojrzałymi. Czy miewacie momenty pustki twórczej? Macie jakieś swoje ulubione miejsce, do którego udajecie się po inspiracje kiedy jest potrzeba nowej energii?
dAb: - Od kilku lat, a właściwie od kilku albumów, ja osobiście pracuję tak, że nie piszę codziennie, co tydzień - tak jak się to kiedyś robiło w domu przed południem, czy popołudniu - tylko wynajmuję sobie jakieś miejsce. Znajduje je na dwa, trzy miesiące, zamykam się i po prostu siedzę. Większość materiału powstaje w ten sposób. Zwłaszcza pisanie tekstów. Jeżeli ma się taki komfort i tyle czasu, jak np. teraz w wakacje, kiedy możemy sobie o 9 rano spokojnie jechać i cały dzień tam siedzieć, i następuje taki moment, że jest pustka w głowie, to się ciśnie, nigdzie nie wychodzi, do nikogo nie dzwoni. Tylko się siedzi i w końcu jest.
Czyli zadaniowo?
dAb: - Tak... i przychodzi. Czasem się leje od razu, a czasem trzeba poczekać. Czasem trzeba iść do domu i wrócić na drugi dzień. Ale do żadnego guru nie trzeba dzwonić, telefonu do przyjaciela też nie ma, do Boga nie piszemy SMS-ów "Boguniu pomóż... linijkę... nie mogę znaleźć". Po prostu wyrabia się jakiś sposób pracy po latach. Na tej zasadzie.
Joka: - Ja to non stop potrzebuję doładowywać bateryjki. Zdejmuje kapelusz, zdejmuje czapkę, wychodzę na słońce. Różne mam sposoby. Na przykład lubię dobrze zjeść. Szczerze mówiąc i tak na serio, to się nad tym nie zastanawiałem... Chyba sport mi pomaga. Teraz jak siedzieliśmy na takiej wiosce, gdzie wynajęliśmy dom, w którym pracujemy, to w momencie kiedy mi nie szło - na rowerek. Godzinka na rowerku i jak nogi są zmęczone, to mózg pracuje lepiej.
Czyli jednak przysłowiowe koszenie trawy się sprawdza.
Joka: - Tak. Fizyczny wysiłek i lepiej się myśli.
Jak zwykle wygląda czas przedkoncertowy? Macie jakieś rytuały, zakazy (tak jak np. piłkarze) przed wyjściem na scenę?
Joka: - Ziewamy. Tak a propos, ja chciałem powiedzieć, że zawsze patrzymy, kto pierwszy. On mówi "ja ziewam", no i ja już też ziewam.
dAb: - Niedotlenienie...
Joka: - Może nie rytuał, ale śmiejemy się z tego.
dAb: - To ze stresu może jest. Jak ludzie to czasem widzą... "Nie, on wchodzi zaraz na koncert i ziewa!?". Ja tak miałem na własnym ślubie. Siedziałem tam i po prostu musiałem ziewać. Nerwy były, bo mi się tak morda rozwierała, że hej.
Czyli macie jeszcze tremę wchodząc na scenę po tylu latach grania?
dAb: - Myślę, że dzisiaj tutaj będziemy mieli. Jeszcze tego nie czujemy, ale zwłaszcza przy takich dużych sytuacjach, to trochę się jednak czuje. Pierwsze dwa, trzy kawałki muszą przejść i wtedy wszystko puszcza. I już.
Joka: - Zdrowa trema. Ale tego to sobie nie wyobrażam inaczej. To jest jednak występ publiczny. A przed dużą publiką... to zawsze się wiąże z jakimiś nerwami.
Zmieniając trochę temat - jak to jest znów zagrać na swoim podwórku?
Joka: - Świetnie. Nie wiem z jakiego ty jesteś podwórka, ale ja jestem ze świetnego. Katowice, to jest świetne miasto i mamy tutaj bardzo dobrą publiczność. Zwłaszcza na tym festiwalu. Artura Rojka znamy i koncertowaliśmy razem, on jako Myslovitz my jako Kaliber, wtedy kiedy obydwa nasze zespoły nie miały jeszcze płyt i nie były znane szerokiej publiczności. Oni pierwsi wygrali, bodajże jakiś konkurs na płytę (jeszcze jako "The Freshmen" wygrali przegląd Garaż '94 w Częstochowie - przypis red.), my jakoś dwa lata później wydaliśmy nasz pierwszy album, z tego co pamiętam. Ale już od wczesnych lat 90-tych przecinały się te nasze szlaki, na scenach różnych katowickich klubów studenckich. Dlatego też zagranie tutaj to jest świetna sprawa. Z przyjemnością.
A ty, dAb, masz jakieś specjalne sentymenty związane z Katowicami i z tutejszą publicznością?
dAb: - Oczywiście, że mam sentymenty. Śmiałem się, że mam 20 minut na nasze stare śmieci piechotą. Po drodze mijamy nasze dawne liceum. Tutaj są rejony, które się przecierało wielokrotnie. My jako dzieciaki kąpaliśmy się w tych jeziorach. Tak że wiadomo, że to jest sentyment. A w swoim mieście, w Katowicach, to jest zawsze przyjemność. Dlatego też chcieliśmy dzień premiery spędzić z naszymi katowickimi fanami - byliśmy na rynku, bo nie wyobrażam sobie żeby miało być inaczej.
Kontynuując nieco tematykę przeszłości, Joka, jak wspominasz po latach swój pobyt w Stanach? Jakieś zabawne sytuacje?
Joka: - Jest tam zupełnie inna kultura. Mnie się tam bardzo podobało. Przyjeżdżali tam do mnie znajomi, którzy znali na przykład Londyn - od tej strony takiej wyjazdowej, zarobkowej. Jednym się bardziej podobała Europa i nie mogli strawić tego amerykańskiego stylu życia. Mnie tam naprawdę dobrze było, nawet jak robiłem jakieś proste rzeczy, typu podawanie cegły. To było takie dziwne i nie raz się nad tym zastanawiałem. Dlaczego mimo tego, że muszę wstać o 5 rano jest mi dobrze... Wtedy dawało mi to motor. Co do różnych sytuacji, to było ich dużo. Na przykład kawałek "Represent", który nagrałem z Miuosh'em opisuje właśnie takie sytuacje ("Czy Katowice przypadkiem są w Afryce?" - przypis red.). Pytanie "Gdzie jest Polska?". Ludzie często nie mieli zielonego pojęcia.
Współpracujecie z wieloma rożnymi artystami, czy jest ktoś na polskiej albo zagranicznej scenie muzycznej z kim chcielibyście zrobić jakiś projekt?
dAb: - W sumie to jest tak, że my jako Kaliber wcale nie zapraszamy wielu ludzi do współpracy. Na naszych płytach, przynajmniej tych trzech pierwszych, w zasadzie gości prawie nie uświadczysz, nie licząc naszych najbliższych znajomych. Na tej płycie też szliśmy takim tropem, że raczej nie chcieliśmy gości wielu zapraszać. Ale tak, pomysły się dosyć różne pojawiają.
To kogo chętnie zaprosilibyście do tej współpracy?
dAb: - Jako twórcy hip-hopowi, wielokrotnie myśleliśmy, żeby zrobić numer z kimś, kogo się słuchało przez całe życie. Na przykład ja, po iluś tam latach pomyślałem sobie - no pewnie, teraz już można do każdego napisać maila. Ale to trzeba chłopu zapłacić, on ci zagra, ale to już nie będzie to samo. Co innego gdyby się spotkało, posiedziało, pogadało, że zrobimy numer. To byłoby wtedy coś. A tak wziąć, zadzwonić do Talib'a Kweli czy do Harrisona (Anthony Kwame Harrison - przypis red.) i powiedzieć "Masz tu hajs, dograj mi się", to by mnie nie kręciło, przyznam szczerze. To by musiało być zaproszenie na zasadzie, że już się poznaliśmy, polubiliśmy, posłuchaliśmy i chcemy zrobić z potrzeby ten numer. Potrzeby nie finansowej.
W 2013 roku graliście na dużym festiwalu, Open'erze, już po reaktywacji, pierwszy duży koncert. Dzisiaj to będzie chyba taka trochę powtórka?
dAb: - To nawet jeszcze było przed reaktywacją, że tak powiem. Tamto, to miał być jednorazowy koncert. Myśmy koło września się dopiero zgadali, że będziemy próbować w to brnąć dalej. A festiwali mamy jeszcze w tym roku zaplanowanych kilka. Ale chyba z takich dużych, to dopiero zaczynamy.
Dzięki za rozmowę. Udanego koncertu!
Wywiad Portal.Katowice.pl (JM)
— Joka