Przez uchylone drzwi kanciapy Keira widziała przybywających gości. W przestronnej sali ustawiono w rzędach 50 foteli. Kanciapa wprawdzie ciasna, pozwala jednak na spokojne przygotowanie się do prezentacji. Keira spojrzała w lustro i mimowolnie zachichotała. Rozbawiło ją słowo kanciapa, wypowiedziane przez panią Martę, gospodynię galerii „Oko Miasta”.
– Teraz pani jest okiem miasta. Kanciapę zostawiam do pani dyspozycji na cały wieczór. No i życzę powodzenia – dodała. „Kanciapa”. Keira wymówiła teraz to słowo głośno. Powtórzyła, tym razem z włoskim pietyzmem. „Canciappa!”. I jeszcze raz – „Canciaaaappppa!”. W lustrze zobaczyła rozbawioną buzię. Tak, jest zdenerwowana, to chyba oczywiste. Trema w niej tańczy jak cholera.
Robiło się gwarno i tłoczno. Zaproszeni goście zajmowali miejsca, Adrian dwoił się i troił, wylewnie witał wchodzących. Przez uchylone drzwi Keira słyszy jego nerwowy, matowy głos. Mateusz, ich współpracownik, zadbał o właściwy dobór widzów. Stoi teraz obok Adriana. Oficjalnie reprezentują dziś stowarzyszenie „Association for New Urban Design”. Zaproszono nie tylko radnych i urzędników, lecz również architektów urbanistów, czyli tych, którzy w mieście rozdają karty w urbanistycznym pokerze. Mateusz szyderczo skomentował skład gości: „Dominować będą podstarzałe typy męskie, z rozwiniętym zmysłem pożądliwego gapienia się na młode kobiety”.
Keira pomyślała, że pan Alexandrescu miał rację, proponując Keirze, a nie Adrianowi prowadzenie pokazu. Zdecydował też, że to stowarzyszenie, a nie ich firma zaprosi notabli. Oszczędzi to podejrzeń o niestosowność uczestnictwa polityków w prezentacji biznesowej, oskarżeń o skok na publiczną kasę. Przejrzystość ponad wszystko.
Zdążyły już pęknąć pierwsze butelki piwa. Angielski poczęstunek w postaci piwa boddington i stosownych refreshments również był pomysłem Mateusza. Gin with tonic i inne ciekawostki pojawią się później, po pokazie, podczas meczu piłkarskiego Euro 2012, w wynajętej lounge w restauracji w Spodku. Zaproszenie dotyczy tylko wybranych gości. Tak zdecydowała ich firma. Pani Marta, mocno lokowana blondyna, krocząc na wysokich szpilkach jak na szczudłach, udała się na salę, by zaprosić gości głośnym: „Zapraszam na kanapeczki!”. Keira znów zachichotała: „Kanapeczki!”. I jeszcze raz: „Kanapeczki!”. Wyobraziła sobie, maleńkie kanapy, ledwo mieszczące się w miniaturowym domku dla lalek. Od pierwszego dnia pobytu w tym mieście słyszała zewsząd: „herbatka”, „dokumencik”, „wódeczka”. Polszczyzna dla liliputów, skomentował to Adrian. Ale dosyć żartów.
Do kanciapy wszedł Adrian. Prezydenta nie będzie, jest jego zastępca, ponoć też ważny gość! – Zdumiony spojrzał na Keirę i dorzucił: – Bosko! Brilliantly, Fabulous! – i wypadł do gości. Keirę ucieszyła ta spontaniczna recenzja. Spojrzała uważnie w lustro: „How it's made me look, huh?”. Zauważyła, że zaczęła się pocić, klimatyzacja w kanciapie nie działała. Na szczęście na sali nie powinno być tak źle. Spojrzała przez szczelinę uchylonych drzwi. Mimo duchoty, panowie w jasnych garniturach, większość pod krawatami. Tylko kilka pań. Młodych. Wysokie szpilki, koktajlowe sukienki. Dobrze jest. Na wielkim ekranie pojawił się napis: „New Urban Design”, a pod nim: „Promenada Śląska w sercu Metropolii”.
Znów spojrzenie w lustro, zarazem szybkie powtórzenie trudnych polskich słów, których nauczył ją Mateusz, by za często nie stosowała kalki języka angielskiego. „Trochę ich sobie poużywaj, to ci doda wdzięku”, przekonywał.
Cofnęła się nieco, tak by cała postać zmieściła się w lustrze. Adele wybrała jej sukienkę. „Boże, czy aby zdąży, czy przyjedzie?”. Jasnokremowy, lejący się jedwab indonezyjski prostej w kroju sukienki opływa jej ciało, zatrzymując się powyżej kolan. Nabrzmiałe sutki, odznaczają się wyraźnie, gotowe przebić tkaninę. „Damned!”. Nie przewidziała, że jej ekscytacja będzie aż tak widoczna, na zmianę stanika już za późno. Co gorsza, linia brzegowa majtek też mocno się uwydatniła na jedwabnej mapie sukienki. „Trudno, niech się gapią! Nie tylko na długie nogi, słynne długie nogi, po mamie. A więc image à la Iśka”. To z góry wpisała w efekt prezentacji. „ A niech się i na całą resztę gapią. Niech mnie rozbierają wirtualnie, a co tam”. Pokaz ma olśnić notabli.
Była pewna swego. W tej sukience, z upiętymi w kok blond włosami, z kremowymi klipsami w uszach, prezentowała prostotę w tonacji skromnej elegancji, co eksponowało powab jej subtelnej urody. Tak przynajmniej twierdziła Adele podczas przymiarki. Tylko tych cholernych sutków nie da sią zakryć! Za nic w świecie nie może czuć zażenowania. Żeby Adele już tu była! Spojrzała na paznokcie. Dobrze, że ich nie pomalowała na czerwono. Usta tak. Pomalowane usta są ważne. Makijaż jest dyskretny, to dobrze. Otarła twarz chusteczką.Adrian daje znać, że trzeba zaczynać. Keira wchodzi. Ogarnia wzrokiem salę, nie dostrzega twarzy. Boi się natrętnych spojrzeń.
– Drodzy Państwo! W imieniu „Stowarzyszenia New Urban Design” witam serdecznie na prezentacji „Promenady Śląskiej w sercu Metropolii”. Dodam na wstępie, że nasze stowarzyszenie chętnie prezentuje aranżacje estetyczne dla miast poprzemysłowych, próbujących wejść w nowy kostium. Pracujemy zawsze w dialogu z miejscowymi projektantami. Również nasz dzisiejszy pokaz, z wizualizacją różnych propozycji, które pokażemy na tym ekranie, ma charakter zaproszenia do dialogu i współpracy w formowaniu przyszłych projektów, które zmienią wygląd i charakter śródmieścia waszego miasta. A, jak wiemy, podlega ono akurat kolosalnym przeobrażeniom, na co i z Londynu spoglądamy z podziwem.
Keira czuje lekkie drżenie głosu. Trochę za szybko zasycha jej w gardle. Nie patrzy na audytorium, skupiona jest na swoich słowach. Skręca głowę w lewo i w prawo, na przemian, tak by wyglądało, że mówi do wszystkich zebranych. Odnajduje wzrokiem Adriana, który nie patrzy na nią, zajęty jest załączaniem aparatury.
Zaprezentujemy dziś Państwu naszą koncepcję wyglądu głównej arterii, a zarazem centralnej alei śródmieścia. Dziś nosi ona imię Najwybitniejszego Polskiego Ślązaka. W zamyśle naszym nie chcemy usuwać ruchu kołowego, chcemy tylko uczynić ją przyjazną spacerowiczom. W naszym projekcie trakt pieszy, będący wyodrębnioną wstęgą alei, nazywamy ’Promenadą Śląską’. Na ekranie widzą państwo zdjęcie z lotu ptaka, ukazujące aleję tak, jak wygląda ona obecnie. Nas interesuje najbardziej odcinek trasy od Pętli Słonecznej do Rynku na południu. Spojrzenie z lotu ptaka pokazuje, że aleja ta stanowi rdzeń miasta i całej metropolii. ’Promenada Śląska’ będzie zatem głównym bulwarem miasta.
Sięgnęła po szklankę wody, którą przyniosła jej pani Marta, stukając przy tym potwornie swoimi szpilkami-szczudełkami. Keira zauważyła, że sala jest zaciekawiona. Starała się nie myśleć, o czym fantazjują wwiercający się w nią wzrokiem faceci, zwłaszcza ci z pierwszych rzędów, o których Mateusz mówił, że będą ją obdarzać obleśnym uśmiechem.
„Jest Adele! Oj! She has immediately stolen my show!” – palnęła w myślach. Poczuła gęsią skórkę. Wysoka Czarnoskóra Contessa, w czerwonej koktajlowej sukience, w pełni wykorzystała efekt niespodzianki. Dopiero po chwili któryś z gentlemanów zorientował się, że trzeba przynieść krzesło. Adele pomachała Keirze, skinęła głową w stronę publiczności. Jakby spóźnianie się na zebrania w obcym kraju, którego języka się nie zna, było jej chlebem powszednim. Zajęła miejsce na skraju pierwszego rzędu. Keira bardzo nie chciała teraz zobaczyć miny Adriana. Trudno. Take back the show and go on!
Gardło nie było już dłużej ściśnięte. Już potrafiła rozróżniać poszczególne twarze, teraz zwrócone ku ekranowi z animacją komputerową. Adele patrzyła na nią z czułością. W ostatnim rzędzie siedzi Magda ze swym Brodaczem, za filarem zaś stoi jegomość, którego potrąciła rowerem. Adrian przybrał kamienną minę profesjonalisty odpowiadającego za wizualną stronę prezentacji. Wyczuwała, że nie chce spojrzeć ani na nią, ani na Adele.
Keira omawiała kolejne aranżacje, które Adrian wyczarowywał na ekranie. W kolejnych ujęciach Promenada stawała się coraz bardziej pastelowa, wypełniając się kwietnymi kompozycjami. Wreszcie Keira dotarła do miejsca, które miało wziąć show do domu (ach ta angielska kalka!). Czyli przesądzić o powodzeniu ich projektu Promenady Śląskiej.
– Drodzy Państwo, chciałam teraz pokazać, jak nam się wydaje, najbardziej efektowną propozycję. Chcemy mianowicie na całej długości alei, wzdłuż linii tramwajowej, równolegle z nitką Promenady Śląskiej, wkomponować dynamiczne obrazy wodne. Chodzi nie tylko o fontanny, choć i one w całościowej kompozycji wodnych figur zajmują ważne miejsce. Chodzi mianowicie o ciąg wodnych aranżacji na całej długości Promenady, począwszy od Pętli, poprzez Rondo a skończywszy na Rynku. Proszę znów spojrzeć na naszą animację komputerową. Będziemy w miarę moich wyjaśnień nanosić kolejne elementy proponowanych instalacji wodnych. Zachowując zarazem wszystko, co dotąd proponowaliśmy. Ubogacamy zatem naszą wizualizację o komponent atrakcyjnych figur wodnych, o swoisty balet wodny w samym centrum miasta.
W miarę, jak wizualizacja przynosiła coraz bogatsze obrazy Promenady, a balet wodny zdawał się nie kończyć, Keira czuła nadchodzący sukces. Była w siódmym niebie.
– I wreszcie finałowa, czy raczej, powiedziałabym, kompletna wersja naszej koncepcji. To, co pokazywaliśmy kolejno, począwszy od rozwiązań małej architektury, kolorystyki samego traktu, funkcjonalnego podziału, poprzez propozycje zielonych aranżacji drzewostanu i poszycia roślinnego, aż po sugerowane aranżacje wodne na całej długości trasy, pokażemy teraz w jednym całościowym spektaklu Promenady Śląskiej. Proszę bardzo – oto ona!
Delikatna muzyka, z dominującymi dźwiękami elektrycznej harfy, dołączyła do pokazu. Keira spojrzała na Adriana. To jego zasługa. Siedział z komputerowcami całymi tygodniami, by uzyskać właściwy efekt. Jak mówił, sam się dziwi, że pan Alexandrescu nie szczędził forsy. Choć, jak stwierdził ich szef, to jedynie good will, a nie handel. Nie szkodzi zatem, że może to jedyny pokaz, z którego nic nie wyniknie.
Burzę oklasków po zakończonej prezentacji wywołał pan zastępujący prezydenta miasta. Wstał, podbiegł do Keiry, objął ją, wykonał niedźwiedzia, w stonowanej, europejskiej wersji uścisku, następnie odsunął się nieco od Prezenterki, chwycił jej rękę i szarmancko cmoknął w dłoń.
– Szanowna Pani! Droga Keiro Gładysz! Mam nie tylko zaszczyt, ale i przyjemność podziękowania pani za wspaniałą prezentację. Dziękuję reprezentantce brytyjskiego stowarzyszenia, dziękuje pani współpracownikom. Ale chcę też pani podziękować, jako osobie bardzo nam bliskiej, córce bohatera, przewodzącego podziemiu w stanie wojennym. Cieszy nas bardzo tak świetna obecność w naszym mieście córki Michała Gładysza. Jego nazwisko wymawiamy i będziemy zawsze wymawiać z szacunkiem i dumą, bo to syn tej ziemi, tego miasta, który poniósł śmierć w komunistycznym więzieniu, w okolicznościach do dziś niewyjaśnionych. Co roku, w rocznicę jego urodzin i śmierci, kładziemy świeże kwiaty pod tablicą pamiątkową umocowaną na murze naszego urzędu. Tak jest od dwudziestu pięciu lat. My nie zapominamy nigdy tych, którym zawdzięczamy naszą wolność.
Mówca zasapał się lekko, wyjął chusteczkę z kieszeni marynarki, przetarł usta i czoło.
– Droga Keiro, pozwól mi proszę na małą chwilę poufałości. Wiemy też, że jesteś córką Marii Gładysz, świetnie nam znanej ,wspaniałej dziewczyny, kompanki z czasów wspólnej młodości. Keiro, żebyś ty wiedziała, jak bardzo jesteś podobna do swojej mamy. Ja i moi koledzy przeżywaliśmy tutaj swoiste déjà vu.
– Wiem, wiem, zrozumiałam, że przybywając tu, wpadam w „syndrom Iśki”. Tak nazywali mamę jej przyjaciele. Oczywiście, cieszę się bardzo, że mogłam mówić w mieście moich rodziców. Zapewniam, że radość Pracowni Antonicusa, w której powstał ten projekt, i moja, będzie wielka, jeśli w jakimś stopniu będziemy mogli z Wami współtworzyć nowe miasto. Można tylko pogratulować, kiedy się widzi, ile się tu nowego dzieje…
Oklaski zebranych zgasiły chęć Keiry do dalszego gadania na okrągło, więc dodała tylko:
– Dziękujemy za uwagę, zapraszamy na angielskie refreshements. Na naszym ekranie w dalszym ciągu ukazywać się będą animacje Promenady Śląskiej, będzie zatem można przyjrzeć się im raz jeszcze. Dołączamy do pokazu, i to nie bez kozery, podkład muzyczny w postaci utworów Andreasa Vollenweidera. Zastanawialiśmy się z Adrianem, stojącym obok mnie, autorem komputerowej prezentacji Promenady Śląskiej, jaka muzyka najlepiej oddałaby nastrój naszej wizji. Tak, tak, dziękuję za aplauz dla Adriana. Adrianie pokaż się wszystkim. – Nowe oklaski. – Dziękujemy. I właśnie… słyszą państwo muzykę, pastelową, zwiewną, niemal euforyczną… Moja mama często puszczała tę właśnie muzykę, kiedy nosiła mnie na rękach. Nastrój momentalnie jej się wtedy poprawiał… Żałuję, że mama nie mogła tu być dzisiaj… dziękuję… żałuję, że tato… chociaż myślę, że to widzi, przygląda się temu… tak, dziękuję, my wszyscy bardzo dziękujemy i zapraszamy na mały poczęstunek.
Keira zdumiała się swoją reakcją. Nagle wyparował z niej cały rezon. Nie przypuszczała, że się wzruszy, że nagle wpadnie w szczelinę sentymentalnej pamięci. Już dobrze. Musi uściskać Adriana, podziękować mu. I wreszcie przywitać Adele. Przyleciała. Tyle radości. Udało się. Wszystko się udało.
Fot. Marek Mróz