,
 PORTAL  >  KATOWICE POD ŚCISŁĄ OBSERWACJĄ
Uparcie i jawnie
Przemysław Jedlecki, jeden z czołowych dziennikarzy katowickiej Gazety Wyborczej zaczął bez opamiętania pisać o Silesii. Najwyraźniej przestaje już nad tym panować, ponieważ pisze o promowanej przez siebie nazwie aglomeracji katowickiej już nawet w artykułach, które nie dotyczą kwestii tej nazwy! Niebawem nie będziemy mogli przeczytać żadnego artykułu w Wyborczej, w którym pan Jedlecki nie wyskakiwałby znowu z rewelacją o tym, jak wspaniałą nazwą jest Silesia. Zgadza się - jest to nazwa przepiękna. Cóż jednak, kiedy dla nazwania aglomeracji katowickiej idiotyczna. Nie pomoże sprzeciw internautów, nie wskóra protest autorytetów polskiej nauki - pan Jedlecki nadal będzie uparcie trąbił o swojej Silesii.

Każdy ma prawo do swojego widzi mi się, już sama Natalia Kukulska śpiewała przed laty Każdy ma jakiegoś bzika. Dlatego można rozumieć, że Przemysław Jedlecki chciałby pracować nie w katowickiej Gazecie Wyborczej, ale w silesiańskiej (czyt. śileśiańskiej). Ale dlaczego, do jasnego pioruna, na siłę zaszczepia on swojego bzika w głowach bogu ducha winnych współmieszkańców?! Niech on sobie prywatnie nazywa nieistniejące miasto nazwą regionu, niech sobie nazywa je nawet nazwą kraju, albo co tam, śmiało - kontynentu! Ale dlaczego zaraża nas, przy każdej możliwej okazji, swoim prywatnym nieszczęściem. Jego silesiofilia przybiera już coraz cięższą formę. Nie tylko promuje irracjonalną i oprotestowana przez naukowców nazwę, ale dopuszcza się już fałszowania rzeczywistości! W artykule z końca stycznia o projektach ustawy aglomeracyjnej, na temat oczywiście zgoła inny niż problem nazwy aglomeracji, swoim zbzikowanym zwyczajem wtrąca wiadome trzy grosze:

>>Naukowców trzeba pochwalić za jedną rzecz. W swoim projekcie używają nazwy Regionalny Związek Komunalny Silesia. To miłe, bo Czytelnicy Gazety Wyborczej już dawno zdecydowali, że Silesia to najlepsza nazwa dla metropolii.<<
Przemysław Jedlecki Przepis na metropolię, czyli groch z kapustą, G. Wyborcza 2008.01.29

Otóż jest to kłamstwo i jawna manipulacja. Przemysław Jedlecki powołuje się na sondę w serwisie gazeta.pl/katowice, która została uruchomiona po długiej i intensywnej kampanii promującej nazwę Silesia. Na zadane tam pytanie Jak powinna się nazywać metropolia? tylko 51% internautów opowiedziało się za Silesią (stan z 08.01.30). Natomiast po jednym tylko artykule w sondzie na gazeta.pl/wroclaw na pytanie Czy katowicka aglomeracja ma prawo do nazwy Silesia? aż 73% internautów zagłosowało przeciw (stan z 08.01.30)! Widać więc jasno, że zdecydowana większość czytelników Gazety Wyborczej jest przeciwna nazwie Silesia. Chyba, że wrocławianie są dla Gazety Wyborczej jakimś gorszym gatunkiem czytelników.

Pytaniem jest, czy Przemysław Jedlecki kiedyś się w swoim szale opamięta. Czy zrozumie jak wielką krzywdę wyrządza całemu regionowi używając jego nazwy dla opisania jednego miasta. Region, którego części leżą w granicach aż czterech państw i siedmiu województw, nie można przecież sprowadzać do jednego, nawet największego czy najukochańszego miasta. Tak po prostu nie wolno. To nie jest sklep, boisko, portal internetowy czy mydło, które można nazwać jakkolwiek. To jest miasto - geograficzna jednostka administracyjna, punkt na mapie świata!

Jak możemy więc pomóc panu Jedleckiemu? Czy mieszkańcy regionu powinni dybać na niego pod redakcją i wręczać mu pluszaki w oznace sympatii, czy może grono profesorskie historii i geografii powinno urządzić dziennikarzowi lekcję gdzie ten Śląsk w ogóle leży? Chyba nie. Panu Jedleckiemu nie można odmówić tego, że zależy mu na regionie - przynajmniej na tej przemysłowej części województwa, które uważa za region. Zależy mu i nikomu nie trzeba tego udowadniać. Można to wyczytać z jego niezliczonych artykułów. Należy wierzyć więc, że w końcu przystanie i zdobędzie się na szerszą refleksję. Szerszą niż to, zacieśniające myślenie, podwórko familoków. Może w końcu przejrzy na oczy i zrozumie, że Silesia to jest coś dużo więcej niż okręg katowicki, i że dobre chęci to za mało. Marian Siniec


Do góry
Co zrobić z Dworcem PKP?
Temat budynku katowickiego Dworca Głównego PKP wraca co pewien czas w lokalnych mediach. Pewne jest jedno - nikomu się on nie podoba. Nie podoba się ani mieszkańcom Katowic, ani przyjezdnym, ani nawet architektom. Ci ostatni dzielą się na tych, którzy łapią się za głowę na myśl, jak bardzo budynek w ostatnim czasie popsuto oraz na tych, którzy, podobnie jak część mieszkańców, chętnie by Dworzec wyburzyli i postawili na jego miejscu coś nowego.

Czy wyburzenie Dworca jest jednak dobrym pomysłem? Swego czasu w Gazecie Wyborczej opublikowano wizualizację projektu nowego dworca holenderskiej firmy, która to paliła się do przebudowy obiektu. Projekt nie był wysokich lotów, to prawda. Ale gdyby był nawet bardziej wartościowy, to czy naprawdę chcemy w tym miejscu kolejnej nowoczesnej architektury, która już za kilkanaście lat przestanie nam się podobać? Czy nowoczesny budynek Dworca PKP w Częstochowie, którym tak zachwycano się po ukończeniu budowy, jest naprawdę taki piękny?

Prawda jest taka, że każda, nawet najlepsza, nowoczesna architektura, już po upływie dwudziestu lat, jeśli jest zaniedbana i brudna (o co w sytuacji PKP nie jest trudno) wydaje się brzydka i mamy ochotę ja wyburzyć. Dlaczego wyburzyć, a nie odnowić? Z oczywistych względów - gruntowny remont jest drogi i nie spełni naszych oczekiwań, by dany obiekt na powrót był świeżym i nowoczesnym budynkiem. Niestety, ale żaden starszy budynek po odnowieniu nie będzie sprawiał wrażenia nowoczesnego, ponieważ utkwiony jest on w swoim czasie. Nawet jeśli mamy do czynienia z najwspanialszą, ponadczasowa architekturą, to przez fakt długiego wcześniejszego obcowania z nią, zawsze będziemy traktować ja jako niewspółczesną. W odczuciu użytkowników łatwiej jest wyburzyć zaniedbany współczesny budynek i postawić na jego miejscu nowy, również współczesny, ale na dzisiejszą modłę.

Prawda ta ma jednak ciąg dalszy. Otóż każda, nawet słaba, nowoczesna architektura, po upływie kolejnych dwudziestu lat traktowana jest przez mieszkańców z pobłażaniem, a następnie sympatia i uznaniem. Długie dyskusje na temat katowickiego Dworca wyjdą więc mu pewnie na zdrowie. Budynek nie zniknie z pejzażu miasta, zostanie z większą pieczołowitością zmodernizowany i co najważniejsze zostanie doceniony. Nie wątpię, że również przez wielu obecnych krytyków budynku.

Problemem jest więc nie to, czy wyburzać, ale jak nie wyburzając dostosować do naszych potrzeb. Na pewno trzeba Dworzec gruntownie wyczyścić, odpowiednio wyeksponować oświetleniem piękne filary i kompleksowo przebudować pawilony handlowe. Dlaczego np. pawilony w holu głównym nie zachodzą na pawilony na półpiętrze? Przecież w ten prosty sposób byłoby więcej i przestrzeni handlowej, i dla podróżnych.

Większym wyzwaniem może okazać się jednak nie sam budynek Dworca, ale przestrzeń wokół niego ze znienawidzoną Estakadą wbijającą się w zabytkową tkankę miasta. Twór ten, chociaż jest z uwagi na dworzec autobusowy bardzo praktyczny, pomimo upływającego czasu wciąż wydaje się tu obcy i drażniący. Może zatem należało by odbudować wyburzony fragment pierzei ul. 3 Maja? Oczywiście w sposób historyzujący, ale na wpół nowoczesny, z dużymi przeszkleniami i otwartym parterem współgrając z obecną funkcją tej części ulicy, która nabrała charakteru prawie miejskiego placu, i do której jesteśmy już przyzwyczajeni. Estakada mogłaby docierać do samego nowego budynku, gdzie pod dachem poza strefą handlową byłyby zlokalizowane schody i windy. Taka Estakada, z domkniętą dominującą obecnie częścią północną, nie tylko nie raziłaby w oczy swoja szpetotą, ale mogłaby stać się interesującą kładką z ciekawym widokiem na dworzec autobusowy z jednej strony, jak i na pierzeje kamienic z drugiej.

Przebudowa Dworca w Katowicach jest nadal kwestią otwartą. Musimy pamiętać, że nie stać nas na pomyłkę. Tak ważny budynek dla miasta i regionu, jakim jest katowicki Dworzec, wymaga długich dyskusji i wnikliwych analiz, by sprostać naszym oczekiwaniom na długie lata. Adam Koszut, portal.katowice.pl


Do góry
Czy Ślązacy wyjadą do Czech?
Na jednym z śląskich forum internetowych rozgorzała dyskusja na temat narodowości śląskiej w Czeskiej Republice. Jak wiadomo państwo to od swojego powstania, czyli już od okresu międzywojennego jako Czechosłowacja, respektuje istnienie Ślązaków jako grupy narodowej swoich obywateli. Ślązaków nie mieszka tam wielu, ale ich tożsamość jest respektowana i szanowana. Herb śląski jest nawet częścią składową herbu całej Czeskiej Republiki. Polska natomiast uparcie prowadzi akademickie dyskusje czy Ślązacy są narodem czy nie, tak jakby uznanie narodowości śląskiej mogło w jakikolwiek sposób podważyć fundament państwa.

Od kilkunastu lat nie udaje się etnicznym Ślązakom zarejestrować zwykłego stowarzyszenia, jakich jest w Polsce tysiące. Mowa jest o przypadku Związku Ludności Narodowości Śląskiej, którego kolejne próby rejestracji odbijają się echem w polskich mediach zagranicznych mediach i zaogniają bolesne dla wielu Ślązaków uczucie niechęci do polskiego prawa. Nie potrafią odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego można założyć w Polsce stowarzyszenie Wietnamczyków, Eskimosów czy Kaszubów, ale Ślązaków - nie. Dla wielu jest to jawna pogarda i bezprawie wymierzone w ich tożsamość kulturową i historię.

Jeden ze zdesperowanych internautów, zdając sobie sprawę z realiów w sąsiednim państwie zaproponował rzecz wstrząsającą - utworzenie Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej z Czeskim Obywatelstwem lub, co gorsza, na wzór Stowarzyszenia Wietnamczyków w Polsce - Stowarzyszenie Ślązaków w Polsce. To jest porażające! Czy już naprawdę trzeba zmienić obywatelstwo, by móc założyć w Polsce stowarzyszenie chcących kultywować swoją tożsamość etniczną? Czy w Polsce nie ma już Ślązaków, czy mogą nimi być tylko ci, którzy przyjadą z obcego państwa?

To jest niezwykle smutne, że państwo polskie, w którym poza liczną diasporą na świecie mieszka zdecydowana większość rdzennych Ślązaków, tak nieumiejętnie podejmuje temat ich narodowości. Nie można wykastrować człowieka z tożsamości, nie można bagatelizować odmiennych losów historii i potrzeby kultywowania swojej kultury. Polska natomiast zamiast zaskarbić sobie sympatię Ślązaków, zamiast pomóc realizować tożsamościowe, kulturalne, czy nawet narodowe dążenia swoich śląskich obywateli, jawnie ich lekceważy. Przecież każdy Ślązak widzi związki z Polską i polską kulturą, a niestety, z przykrością trzeba to przyznać, państwo polskie swoimi nierozsądnymi poczynaniami względem duchowych potrzeb Ślązaków samo te związki rozrywa.

Czy się tego chce, czy nie, Polska, jak każdy kraj w Europie, nie jest jednonarodowym państwem. Żyje tu wiele narodów i kwestionowanie tego, występowanie przeciwko którejkolwiek grupie etnicznej, powoduje niepokoje i podważa jedność polskiego społeczeństwa. Od ponad 80 lat, kiedy to pierwsze skrawki Śląska znalazły się w granicach Polski, polska administracja, mniej naukowcy i twórcy sztuki, nie znaleźli definicji na zamieszkującą tu rdzenną ludność. Polska musi się wreszcie zdobyć na znaczący gest w kierunku narodowych dążeń Ślązaków, jeśli nie chce jeszcze bardziej zniechęcać do siebie Ślązaków.

Czy przyjdzie do tego, że w wolnej Europie polscy Ślązacy będą ubiegać się o czeskie obywatelstwo, by zaakceptowano wreszcie ich narodowe samostanowienie? Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie. Marian Siniec dla Portal.Katowice.pl


Do góry
Przemysława Jedleckiego fobia z Rynkiem
Zainteresowanie Pana Jedleckiego, jednego z czołowych dziennikarzy lokalnej Gazety Wyborczej, katowickim rynkiem nabiera znamiona ciężkiej fobii. W jego artykułach Rynek zajmuje czołową pozycję, wspomina o nim przy każdej nadarzającej się okazji, nawet w materiałach traktujących o inwestycjach w innych częściach miasta lub wywiadach z osobistościami świata polityki i kultury. Jedlecki, jak pisze w jednym z artykułów, przechodząc przez rynek wstydzi się za swoje miasto przed znajomymi z Krakowa, Wrocławia, Gdańska czy Poznania. Stoi on na czele frontu walki o inny katowicki rynek, niczym ze snów zakompleksionego mieszczucha, nie mającego pojęcia o historii Katowic. Precz z tramwajowym skrzyżowaniem na rynku, przywróćmy rynkowi dawną świetność!

Dlaczego Pan Jedlecki tak panicznie boi się obecnego katowickiego Rynku? Czy wynika to z zazdrości mieszkańcom średniowiecznych rynków starych miast jak Kraków czy Wrocław? A może po prostu z niewiedzy i niezrozumienia specyfiki Katowic. Przecież Katowice są młodym miastem, a ich miejski organizm powstał właśnie wokół tego nieszczęsnego skrzyżowania zwanego Rynkiem, takim skrzyżowaniem zawsze były, nadal są i pomysłem wręcz wywrotowym jest likwidacja tego stanu rzeczy. Pan Jedlecki zapewne w duchu szacunku wobec historii dołącza do chóru osób nawołujących do wskrzeszenia dawnej świetności katowickiego Rynku, podczas gdy ta świetność to czysty wymysł. Katowicki rynek, zwany bardzo długo po prostu placem, nigdy nie otaczała wyśmienita architektura a tramwaje jeździły po nim jak teraz. Jeśli chcemy zachować klimat starych Katowic, zachowajmy więc tramwaje - one nadają charakter temu miejscu! Sztuczne budowanie Starówki w mieście, które jej nigdy nie miało jest pomyłką! Krótka historia Katowic, ich przemysłowy charakter w jej promocji powinien być naszym atutem i powodem do dumy, a nie kompleksów!

Katowicom brakuje oczywiście przestrzeni śródmiejskiej, miejsca spotkań mieszkańców. Takim miejscem jest dla wielu w mieście zawsze rynek. Ale każde miasto ma swoją specyfikę i nie zawsze właśnie rynek musi przestrzeń miejską budować. W Katowicach brak typowego rynku mogą z powodzeniem zrekompensować śródmiejskie ulice umiejętnie dostosowane do potrzeb deptaków i pasaży. Jeśli utworzenie placu miejskiego wydaje się już koniecznie, to lepiej jest stworzyć Nowy Rynek, zagospodarowując w tym celu inne place w śródmiejskiej tkance, jak choćby Plac Miarki, czy skrzyżowanie ul. Stawowej z ul. Mickiewicza. Katowicki rynek bez tramwajów i z odtworzoną północną pierzeją straciłby bowiem swoje historyczne odniesienie i obecny charakterystyczny oddech z niezwykłym widokiem na Spodek.

Przemysław Jedlecki jest zdolnym publicystą i jego zapał w opisywaniu problemów regionu jest godny pochwały. Jego obsesja związana z katowickim Rynkiem nabrała ostatnio jednak karykaturalnych znamion. Stąd mój głos w sprawie i namowa byśmy wyzbyli się kompleksów wobec swojego miejsca zamieszkania. M. Siniec


Do góry

Wstecz - Start - Do góry

Redakcja - Regulamin - Współpraca - Reklama - Strony WWW              © Copyright by GST 05-12