Dwa ognie
Bierność i apatia przyległy do mej twarzy, I czarnymi mackami mój mózg obległy. W mych oczach dawny błysk pociemniały, Wierci i drąży nieznane ludziom korytarze.
Przemierzam myślą martwe nieboskłony. Docieram na wzgórza, gdzie niczym nie zniewolony Porywam światy i wzbudzam chwile. Jak ogień szalony oślepiam... zapomniane.
Dwa wichry mą duszą władają, Targając nią w przepastne otchłanie. Lecz ty człowieku nie patrz już za mną, Słysząc mej samotności żałobne wołanie.
Na zewnątrz twardy jak bazalt, W trzewiach zaś jak płynna lawa. Tak dziwna i straszna jest bezustannie, Mego istnienia ognista zabawa.
Marcin Soczek |