,
 PORTAL  >  PRZEGLĄD NAJWAŻNIEJSZYCH AKTUALNOŚCI  >  GRUDZIEŃ 2007
Druga rocznica katastrofy MTK
W drugą rocznicę katastrofy hali wystawowej Międzynarodowych Targów Katowickich rodziny ofiar spotkały się pod pomnikiem upamiętniającym ich bliskich.
Były znicze, modlitwa i łzy wzruszenia. Mieczysław Ropolewski przyszedł pod pomnik z wnukiem. 28 stycznia 2006 roku walący się dach hali zabił mu żonę Lidię, córkę Anetę, zięcia Zygmunta, pasierba Adama i 11-letniego wnuka Bartka. Sam Ropolewski przeżył katastrofę cudem.
Pod gruzami hali wystawowej MTK zginęło 65 osób, a 144 zostały ranne. Badająca okoliczności tragedii prokuratura uznała, że budynek został wadliwie zaprojektowany, a podczas jego użytkowania nie odśnieżano dachu. (...) Gazeta Wyborcza, piet 2008.01.28
Do góry
Taksówkarze chcą uczciwej konkurencji
Katowiccy i warszawscy taksówkarze protestują przeciwko firmom, które działają jak korporacje taksówkowe, chociaż nie mają na to licencji. Wczoraj w Warszawie złożyli w tej sprawie petycję w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz w Ministerstwie Infrastruktury. W Katowicach petycja ma trafić do wojewody w lutym.
Kierowcy ze Zrzeszenia Transportu Prywatnego narzekają na nieuczciwą konkurencję ze strony firm, które nie mają licencji taksówkowych, a mimo to przewożą ludzi podobnie jak taksówkarze. W Katowicach chodzi o Silesię Cars, śląski oddział warszawskiej firmy Sawa-Taxi. Kierowcy Silesii jeżdżą jednakowymi mercedesami klasy A, które na bocznych drzwiach mają numer telefonu, pod którym można zamówić samochód. Oficjalnie nie prowadzą transportu drogowego taksówką, tylko usługi przewozu osób. - Wprowadzają w błąd klientów, którzy bardzo często nie są w stanie odróżnić takiego samochodu od prawdziwej taksówki - mówi Leonard Kubica, prezes ZTP w Katowicach. - Inspekcja Transportu Drogowego w Katowicach jedenaście razy kontrolowała samochody firmy Silesia Cars. Wszystkie kontrole zakończyły się nałożeniem kar. Za każdym razem chodziło o to samo: nieodpowiednie oznakowanie samochodu (m.in. umieszczenie numeru telefonu) i umieszczenie na dachu urządzenia technicznego. W jednym przypadku brakowało także wpisu pojazdu do licencji. Za dwa pierwsze wykroczenia przepisy przewidują odpowiednio po 5 tys. zł kary, a za ostatnie - 8 tys. zł. Łatwo więc policzyć, że łączna suma kar przekroczyła 100 tys. zł. - Wszystkie nasze decyzje zostały utrzymane przez Głównego Inspektora Transportu Drogowego - mówi Jerzy Śliwiński, Śląski Wojewódzki Inspektor Transportu Drogowego. - Silesia Cars zaskarżyła jednak wszystkie decyzje do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, ale póki co sprawy nie zostały rozpatrzone.
Być może katowiccy taksówkarze nie będą już protestować, bo Silesia Cars właśnie wczoraj wystąpiła z wnioskiem o przyznanie licencji na prowadzenie transportu drogowego taksówką. (...) Dziennik Zachodni, Grzegorz Żądło 2008.01.25
Do góry
Zawalczmy o Nikiszowiec!
Czy nie uważacie, że zabytkowa dzielnica Katowic powinna zostać wpisana na listę pomników historii? Cel ambitny, ale wykonalny. Sami nie damy jednak rady. To Wy, mieszkańcy Katowic, musicie nam powiedzieć, jakiego Nikiszowca chcecie!
Nikiszowiec to dzielnica zapomniana. Miejsce, które powinno przyciągać turystów z całej Europy, popada w ruinę. W zabytkowych domach coraz częściej pojawiają się plastikowe drzwi i okna. Miejscowe muzeum jest zamknięte na głucho. Może to i dobrze, bo gdy było otwarte, można w nim było oglądać z pewnością ciekawą wystawę... Lalki świata. Mimo szczerych chęci nie udało się nam jednak wymyślić, co lalki świata mają wspólnego z Nikiszowcem.
Spróbowaliśmy spojrzeć na Nikisz oczami turysty. Kilkakrotnie obeszliśmy ulice, wytężaliśmy wzrok, ale nie udało nam się wypatrzyć nawet malutkiej tabliczki z informacją, co to za dzielnica, kto i kiedy ją wybudował i dlaczego jest tak niezwykła. Turysta - jeśli ma już szansę trafić do Nikiszowca - nie ma tutaj co robić. Nikt go po nim nie oprowadzi, nie kupi tu pamiątek, nie zje obiadu. Zobaczy za to zaniedbane podwórka. (...)
Co ciekawe, wszyscy ważni na Śląsku od lat powtarzają: Nikiszowiec jest piękny, zabytkowy, historyczny. Jeden z urzędników tak zapędził się z tym chwaleniem, że wpisał dzielnicę na listę zabytków UNESCO. Tymczasem Nikisz nie jest nawet pomnikiem historii. Może warto się postarać o taki status dla zabytkowej dzielnicy?
Nikt dotąd jednak nie wyszedł poza gadanie, nie palił się do konkretnych działań, nie było pomysłu, jak sprawić, by dzielnica znów ożyła. Trzeba to jak najszybciej zmienić! Za kilka lat kopalnia Wieczorek - główna żywicielka dzielnicy - kończy fedrować. Łatwo sobie wyobrazić, co się wtedy stanie.
Zmiana wymaga pieniędzy, ale nie dostaną ich ci, którzy ograniczają się tylko do wyciągania ręki. Pieniądze pojawiają się tam, gdzie są dobre pomysły i energia zdolna wprowadzić je w życie.
Gazeta chce być obecna w Nikiszowcu. Zacznijmy od rozmowy. Mieszkańcy Nikiszowca! Chcemy się z Wami spotkać. Jesteśmy ciekawi, co chcielibyście zmienić w swojej dzielnicy, jakie są Wasze pomysły, co można zrobić od razu, a co zostawić na potem. Zastanówmy się wspólnie nad Nikiszem.
Czekamy na Was we wtorek, 29 stycznia, o godz. 17 w restauracji SITG przy ul. Krawczyka 1. Prosimy, przyjmijcie nasze zaproszenie. Nie pozwólcie, by ktoś decydował za Was. Gazeta Wyborcza, Anna Malinowska 2008.01.21
Do góry
Kto odmieni wieżowiec kolei przy Spodku?
Trzy firmy chcą przebudować biurowiec PKP przy katowickim rondzie. Jedna z nich słynie ze współpracy z gwiazdami światowej architektury. Jest więc szansa, że biurowego dinozaura zastąpi obiekt najwyższej klasy.
Budynek Polskich Kolei Państwowych przy al. Roździeńskiego, niegdyś wizytówka nowoczesnych Katowic, straszy teraz swoim wyglądem. Jego szklana elewacja od lat jest brudna, a efektu nie poprawiają reklamy, które co jakiś czas pojawiają się na budynku.
Władze Katowic już dawno nalegały na gospodarzy obiektu, by coś z tym zrobiły. Od pewnego czasu urzędnicy wprost mówili, że gmach nie pasuje do przebudowanego ronda i planowanej modernizacji elewacji Spodka. - Nie da się ukryć, że szpeci miasto. Bardzo zależy nam na tym, by to się zmieniło - mówi Waldemar Bojarun, rzecznik urzędu miasta.
W zeszłym roku kolej wreszcie obiecała, że poszuka inwestora, który pomoże odmienić budynek. - Liczymy na kreatywność inwestorów. Dopuszczamy nawet możliwość wyburzenia budynku, jeśli ktoś będzie miał wizję wybudowania w tym miejscu apartamentowca albo znacznie wyższego biurowca - mówił nam kilka miesięcy temu Marek Sieczkowski z biura marketingu PKP SA.
Z jego informacji wynikało, że rozpatrywano np. pomysł gruntownego remontu gmachu i wybudowania obok drugiego, bliźniaczego.
W ostatnich dniach sprawa nabrała przyspieszenia: z myślą m.in. o budynku koło Spodka miasto zleciło opracowanie nowego studium aeronautycznego. Chodzi o to, by w centrum można było stawiać wyższe budynki niż do tej pory, ale by jednocześnie nie przeszkadzały w ruchu lotniczym nad Katowicami.
Studium ma być gotowe w ciągu kilku tygodni. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że Urząd Lotnictwa Cywilnego wstępnie zgadza się na stawianie budynków 150-metrowych. Urzędnicy chcą jednak, by drapacze chmur były jeszcze wyższe, starają się o zgodę na 200-metrowe wieże.
Do energicznych działań zabrały się też PKP: po kilkumiesięcznych poszukiwaniach inwestorów do finałowych rokowań wybrały trzy firmy. Są to Hines Polska Sp. z o.o., Echo Investment SA oraz Atlas Estates. Decyzja o tym, która z nich będzie mogła zainwestować w Katowicach, zapaść ma jeszcze przed wakacjami. (...)
Za tym, że biurowiec DOKP zostanie rozebrany, a nie modernizowany, przemawia np. niedawne doświadczenie Wrocławia. W zeszłym roku rozebrano tam wieżowiec Poltegoru z 1982 roku, który był najwyższym budynkiem w mieście, a na jego miejscu zbudowany będzie 258-metrowy apartamentowiec. Budynek koło katowickiego Spodka jest od Poltegoru nie tylko o osiem lat starszy, ale też w dużo gorszym stanie. Gazeta Wyborcza, Przemysław Jedlecki, Tomasz Malkowski 2008.01.17
Do góry
Hala za 20 mln zł między familokami
Hala sportowa w Szopienicach ma służyć sztangistom i piłkarzom halowym. Na dobry początek wygrali w niej jednak polscy koszykarze!
Rzadko się zdarza, by imponujący obiekt otwierany był w dzielnicy miasta, która nie cieszy się najlepszą sławą.
Tymczasem kosztem ok. 20 milionów złotych nowoczesny kompleks sportowy wybudowano w robotniczej dzielnicy Szopienice, gdzie po zmroku zapuszczają się tylko najodważniejsi. Hala wyrosła między pamiętającymi śląskie powstania familokami, w okolicy, w której wychował się m.in. znakomity reżyser Kazimierz Kutz.
- Dzielnica faktycznie nie ma za dobrej renomy. Ale ta hala właśnie ma to zmieniać, ma pozytywnie oddziaływać na resztę otoczenia - wyjaśnił Waldemar Bojarun, rzecznik katowickiego magistratu.
Hala może pomieścić półtora tysiąca kibiców. Ma służyć miejscowym sztangistom, a także piłkarzom halowym. Ma być też wsparciem dla Spodka, w którym odbędą się przecież mistrzostwa Europy koszykarzy i siatkarek! (...) Gazeta Wyborcza, Piotr Płatek 2008.01.15
Do góry
Spodek należy do Katowic
Koniec Przedsiębiorstwa Widowiskowo-Sportowego Spodek. O likwidacji tej spółki zadecydowali katowiccy radni. Dlaczego? Liczą, że gigantyczna hala wreszcie przestanie przynosić straty.
Likwidowana spółka należała w stu procentach do miasta. Choć Spodek uchodzi za żyłę złota, jego administratorzy nie mogli wyjść z długów. Na dziś wynoszą one grubo ponad 4 mln zł. - Decyzją radnych Spodek będzie należał do gminy i będzie odtąd podmiotem budżetowym. Jak tylko zakończy się procedura likwidacyjna poprzedniego właściciela, wyłoniona zostanie spółka, która będzie administrować obiektem - tłumaczy Jerzy Łączkowski, naczelnik wydziału zdrowia, nadzoru właścicielskiego i przekształceń własnościowych w katowickim magistracie.
Co to oznacza w praktyce? - Pieniądze. Spodek będzie mógł być dofinansowywany wprost z budżetu miejskiego. Już na ten rok przeznaczyliśmy na to kilkanaście milionów zł. Wszystko na modernizację. Wcześniej miasto mogło tylko pożyczać spółce i nie miało realnego wpływu na wydatkowanie pieniędzy. Teraz samo będzie decydować, na co i ile pieniędzy pójdzie - mówi Andrzej Zydorowicz, jeden z radnych.
Jak usłyszeliśmy w magistracie, eksperci zbadali szczegółowo stan techniczny ponad 30-letniego obiektu. Okazało się, że mimo upływu czasu i braku kompleksowej modernizacji Spodek ma się dobrze. Potrzebne jednak całkowite odświeżenie i unowocześnienie obiektu. Czasu jest niewiele. Za dwa lata w Katowicach odbędą się mistrzostwa Europy w koszykówce. Do tego czasu koniecznie trzeba coś zrobić z wentylacją, której brak dotkliwie odczuli kibice i siatkarze podczas zeszłorocznej Ligi Mistrzów. Tymczasem w Gliwicach wkrótce ma powstać supernowoczesna hala sportowa, która może stać się konkurencją dla Spodka. Naczelnik Łączkowski jest przekonany, że stan katowickiej hali wkrótce się poprawi. (...) Według niego nie ma co liczyć na samofinansowanie hali. - To niemożliwe. Do takich miejsc na całym świecie trzeba dokładać - uważa Łączkowski.
Innego zdania jest Zydorowicz. - Nie można czegoś zmieniać i przekształcać, wątpiąc w powodzenie. Będziemy bardzo uważnie przyglądać się spółce, która będzie administrowała Spodkiem. Ten obiekt wymaga prężnego menedżera, a nie kogoś, kto marzy o ciepłej posadce. Mecze siatkówki udowodniły, że w Spodku mogą być nadkomplety. To może być dla miasta kura znosząca złote jaja. Wystarczy tylko trochę chęci i umiejętności - mówi radny. Gazeta Wyborcza, Anna Malinowska 2008.01.08
Do góry
Katowice przegrywają w wyścigu wieżowców
We Wrocławiu już za dwa lata wyrośnie budynek mierzący ćwierć kilometra. Będzie najwyższym w Polsce. W Gdańsku 200-metrowy wieżowiec stanie nad Bałtykiem. Na tym tle inwestycje w Katowicach wyglądają jak karzełki.
Cała Polska pnie się w górę. W 2010 roku najwyższy wieżowiec będzie miał Wrocław. Firma LC Corp buduje tam apartamentowiec Sky Tower. Jego 56 pięter da mu 220 metrów wysokości, a z iglicą będzie miał aż 258 metrów. Tym samym zdetronizuje obecnego rekordzistę - warszawski Pałac Kultury i Nauki, który do czubka anteny ma 230,7 metra.
Kolosy zaczynają wyrastać także na Pomorzu. W Gdańsku wkrótce ruszy budowa 202-metrowego giganta Big Boy Building. Będzie on najwyższym budynkiem nad Bałtykiem.
200-metrowe wieżowce w Warszawie to już norma. Luksusowy apartamentowiec Złota 44 został zaprojektowany przez słynnego Daniela Libeskinda, a firma Chmielna Development zapowiedziała ostatnio budowę 68-kondygnacyjnego wielofunkcyjnego budynku przy ulicy Chmielnej. Razem z iglicą będzie miał 282,4 metra wysokości i może stać się nie tylko najwyższym wieżowcem w Polsce, ale i w tej części Europy.
Tymczasem planowane inwestycje w Katowicach nie przekraczają wysokości 100 metrów. Nieliczne dorównują Altusowi, który jest teraz najwyższym budynkiem w mieście. Jego 125 metrów do czubka masztu antenowego daje mu wciąż jeszcze najlepszy wynik w południowej Polsce, a poza Warszawą bije go jedynie szczeciński wieżowiec PAZIM (ma 128 metrów). Większość przyszłych katowickich wieżowców jest w fazie projektowania, dlatego w wydziale budownictwa katowickiego magistratu nie wydano jeszcze żadnego pozwolenia na budowę. Najszybciej z projektem ma się uporać TriGranit, węgierski deweloper, który przy centrum handlowym Silesia City Center chce postawić dwie wieże Silesia Towers. Wyższa będzie miała 34 kondygnacje i osiągnie 125 metrów, niższa z 15 kondygnacjami będzie miała 55 metrów. Budowa wyższej wieży ma się zakończyć w 2009 roku. Silesia Towers będą przede wszystkim biurowcami, ale podobnie jak w Altusie znajdzie się tam również hotel.
Zaawansowane prace trwają też nad apartamentowcem, który powstanie przy niedokończonej budowie Katowickiego Centrum Biznesu, tuż za superjednostką. Firma Eurocape P.I.A zapowiada, że projekt jest już na ukończeniu i roboty ruszą w najbliższym czasie. W 26-piętrowej wieży będą mieszkania o powierzchni od 40 do 200 metrów kwadratowych. Pierwsi mieszkańcy wprowadzą się tam w 2009 roku.
Kolejna wieża mieszkalna ma szansę wyrosnąć nieopodal, przy ulicy Sokolskiej, naprzeciw dworca PKS. Firma NFI Jupiter planuje tam budowę 27-piętrowego budynku. Początkowo miał być o 10 kondygnacji niższy, ale inwestorowi udało się przekonać miasto do zmiany warunków zabudowy.
Ciągle nie wiadomo, jakie rozmiary przyjmie budynek, który powstanie w miejscu wieżowca DOKP, stojącego tuż przy Spodku. Wciąż trwają rokowania w sprawie wyłonienia inwestora, więc budowa nie ruszy prędko. (...)
Warto przypomnieć, że Katowice były pierwszym miastem w Polsce, gdzie powstawały drapacze chmur. W 1929 roku przy ulicy Wojewódzkiej 23 wybudowano ośmiokondygnacyjny wieżowiec dla profesorów Śląskich Zakładów Technicznych. Po raz pierwszy w Polsce zastosowano tam żelazny szkielet nośny.
Najsłynniejszy drapacz chmur, z 1934 roku, stojący dziś u zbiegu ulic Żwirki i Wigury i Skłodowskiej-Curie, ma 60 metrów i 14 kondygnacji. Do czasu wybudowania warszawskiego Pałacu Kultury był najwyższym budynkiem w Polsce. Gazeta Wyborcza, Tomasz Malkowski 2008.01.07
Do góry
Wolą zburzyć familoki, niż remontować
W Katowicach przy samej granicy z Sosnowcem mają być wyburzone urokliwe familoki. - Starych drzew się nie przesadza - protestują przeciwko tym planom mieszkańcy.
Sprawa dotyczy kilkunastu domów osiedla Borki w pobliżu alei Roździeńskiego. Ich lokatorzy, przeważnie mieszkający tu z dziada pradziada, dowiedzieli się, że właściciel - Hutniczo-Górnicza Spółdzielnia Mieszkaniowa - chce je wyburzyć. Choć każdemu zapewniono by nowy dach nad głową, są zrozpaczeni. - My som jak te paciorki jednego różańca z filmu Kutza. Tam też kazali do bloku iść. A kery starzik dom rzuci? Po co? - denerwuje się Elżbieta Kurzej, która mieszka w tym samym familoku co jej dziadkowie.
Domy mają ponad sto lat. Widać, że ich lokatorom często się nie przelewa, ale chwalą sobie swoje cztery kąty: wszędzie stąd blisko, okolica spokojna, a tuż obok jest zespół przyrodniczo-krajobrazowy, a w nim staw z czyściutką wodą, gdzie latem aż roi się od ptactwa. Żyć nie umierać. - Nie wyobrażamy sobie klatek w jakichś blokowiskach, gdzie nawet drzewka nie ma ani ławeczki, żeby sobie kawę wynieść - martwią się staruszki.
O planach wyburzenia dowiedzieli się przypadkowo. Pierwsze wątpliwości pojawiły się, gdy niektórzy chcieli wykupić swój lokal. Choć wnioski złożyli już dawno temu, nikt im nie odpowiedział. (...) Sąsiedzi narzekają, że spółdzielnia od dawna nie dba o domy. Gdyby sami nie sprzątali, już dawno by utonęli w śmieciach. - Nie wiadomo, na co płacimy czynsz - skarżą się.
Według spółdzielni z płaceniem bywa różnie. - Na dziś łączna kwota długu to ponad 500 tys. zł - wylicza Irena Pilch, kierowniczka spółdzielczej administracji. Zapewnia, że o wyburzeniu nie zdecydowało jednak zadłużenie, lecz bardzo zły stan techniczny budynków. - Koszt remontu jednego budynku przewyższa jego wartość - mówi Pilch.
Tymczasem Małgorzata Zygmunt, miejska konserwatorka zabytków, twierdzi, że spółdzielnia nie może zburzyć domów bez pytania. - Nie dostaliśmy formalnego wniosku, a takie zezwolenie jest konieczne. Jeśli je otrzymamy, będziemy wnikliwie analizować - mówi Zygmunt.
Plany wyburzenia familoków nie podobają się też Dariuszowi Walerjańskiemu, historykowi z Zabrza: - Kolonie robotnicze są nieodłącznym elementem śląskiego krajobrazu. Niszczyć je to jakby zabijać charakter tej ziemi. Familoków wcale nie mamy już tak dużo, żeby ich nie szanować. Wyburzanie powinno być ostatecznością - uważa Walerjański.
Rozżaleni lokatorzy familoków spekulują, że komuś pewnie zależy na pustym gruncie po ich domach. - To może być atrakcyjna działka dla inwestorów, szkoda, że z nami nikt się nie liczy - mówią. Gazeta Wyborcza, Anna Malinowska 2008.01.03
Do góry
Cuda w Panewnikach
Tradycyjne, nowoczesne, niektóre z żywymi zwierzętami i ludźmi zamiast świątków. Jedną z najbardziej niezwykłych szopek w Polsce jest ta, którą już od stu lat budują franciszkanie z bazyliki w Katowicach Panewnikach. To najprawdopodobniej największa szopka w Europie.
Konstrukcja zajmuje całe prezbiterium potężnej bazyliki. Ma około 730 mkw. powierzchni, 25 m wysokości, 22 szerokości, 12 głębokości! Samo niebo jest wysokie na 7 m. Na nim wisi dwumetrowej średnicy księżyc i 500 gwiazd, czyli lampek połączonych w gwiazdozbiory dwoma kilometrami przewodów elektrycznych.
W tym roku nad szopką zaświeci księżyc w pełni i gwiazdy, których konstelacja nie jest przypadkowa. Taki sam układ pojawi się w Wigilię nad Katowicami. Hala pasterska jest kopią prawdziwej - beskidzkiej. Jest też las z ponad 80 świerkami z Jaworzynki Trzycatka. Drzewka mają od pół do nawet ośmiu metrów.
Figury ludzi w szopce - ponad 100 osób - mają naturalne rozmiary, aby poustawiać świętą rodzinę i resztę bohaterów tamtej bożonarodzeniowej nocy, potrzeba kilku rosłych mężczyzn. Zwłaszcza że niektóre z postaci wykonano z gliny i są naprawdę ciężkie. Najstarsze z nich - pastuszek i kobieta z dzbanem - liczą ok. 130 lat. Zaś figurka Jezusa ma dla franciszkanów szczególne znaczenie - przywieziono ją z Betlejem.
Franciszkanie z pomocnikami każdego roku zabierają się za budowę szopki w pierwszą niedzielę adwentu. Wciągają na potężnych kołowrotkach płótno, które staje się niebem. To trudny etap, gdyż niebo przejawia tendencję do marszczenia się i trzeba włożyć sporo starań, by wyszło idealne. Potem elektrycy montują gwiazdy (najgorzej, jak na koniec okazuje się, że jedna czy dwie nie świecą i trzeba szukać przyczyny). A na drewnianej konstrukcji mocowana jest makieta Jerozolimy o długości pięciu metrów i wysokości 80 cm.
Jako że szopka jest franciszkańska, co roku pojawiają się w niej nowe sceny z życia św. Franciszka. Bo choć Matka Boska z Józefem i Dzieciątkiem co roku są tacy sami, zakonnicy starają się uatrakcyjniać aranżację i zmieniać. W tym roku w jednej z naw bocznych pojawią się rzeźby pielęgniarek, górników, nauczycieli. - W centralnej części będą się bratać anioły z pasterzami. Nic jednak więcej nie powiem, bo to wielka tajemnica - mówi Paweł Jałowiczor, rzeźbiarz z Jaworzynki, który od kilkunastu lat czuwa nad kształtem plastycznym szopki. Tajemnicę będzie można odkryć dopiero podczas pasterki.
Katowicka szopka słynie nie tylko z rozmiarów, ale również urody i wierności Ewangelii. Co roku przyjeżdżają ją oglądać tłumy wiernych z całej Polski.
- Pcha ich tutaj nie tylko ciekawość. Tradycją są także adoracje różnych grup przy żłóbku, a więc jest w tym też element ważniejszy, duchowy. I o to chodziło św. Franciszkowi, który pierwszą w historii szopkę zorganizował, by przybliżyć prawdę o przyjściu Boga do ludzi - podkreśla ojciec Alan Rusek, proboszcz panewnickiej parafii Świętego Ludwika Króla i Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. (...)
Panewnicka szopka będzie wystawiona w bazylice do 4 lutego. Można ją także oglądać w internecie na stronie: www.parafia.panewniki.pl Dziennik Zachodni, Agnieszka Barzycka 2007.12.25
Do góry
W nowej siedzibie straży pożarnej
Rok wcześniej niż pierwotnie planowano zakończyła się budowa nowej komendy miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Katowicach. Strażacy właśnie się do niej przeprowadzają. Nie oznacza to, że zupełnie zniknie siedziba PSP przy ul. Wojewódzkiej. Pozostanie tu jeden zastęp, którego zadaniem będzie reagowanie na zgłoszenia głównie z centrum miasta.
Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy uciążliwym sąsiadem. Dlatego mieszkańcy ulicy Wojewódzkiej pewnie trochę odetchną - uśmiecha się Jeremi Szczygłowski, komendant miejski PSP. - Chociaż z drugiej strony każdy, kto się tu przeprowadza bierze pod uwagę obecność straży. W końcu jesteśmy tu już ponad sto lat.
Do budynku przy ul. Wojewódzkiej strażacy wprowadzili się w 1903 roku. Na początku XX wieku w obiekcie były stanowiska dla pojazdów, które ciągnęły konie. Potem sprzęt się zmieniał. Zmieniał się także sam budynek, ale mimo to był coraz mniej funkcjonalny. Dlatego zapadła decyzja o budowie nowej strażnicy. Dlaczego akurat w Szopienicach, pomiędzy ul. Bagienną i ul. Krakowską? - Wbrew pozorom łatwiej i szybciej można stąd dojechać do wielu miejsc niż z naszej dotychczasowej siedziby - tłumaczy Szczygłowski. - Zrobiliśmy testy. Przykładowo na osiedle Tysiąclecia w godzinach szczytu dojeżdżamy w osiem minut. Z ulicy Wojewódzkiej czas dojazdu jest podobny.
W dotychczasowej siedzibie pozostanie cała administracja PSP. Co ciekawe, większość katowickich strażaków przeprowadzi się do Szopienic, ale w odwrotnym kierunku podąży jeden zastęp, który w pierwszej kolejności będzie obsługiwał śródmieście oraz teren w kierunku południa miasta (mniej więcej do Brynowa). Będzie to jednostka, która do tej pory mieściła się na terenie Huty Metali Nieżelaznych Szopienice. - Budynek przy hucie nie spełniał żadnych wymagań. Poza tym nie był nasz. Stąd pomysł, żeby strażaków z Szopienic przenieść do centrum - wyjaśnia Szczygłowski.
Budowa nowej strażnicy trwała około dwóch lat, chociaż plan zakładał, że prace zakończą się dopiero pod koniec 2008 roku. Tak duże przyspieszenie to w dużej części zasługa wykonawcy, katowickiej firmy Dombud.
Już na pierwszy rzut oka budynek robi duże wrażenie. Jako pierwsi mieliśmy okazję go zwiedzić.
Rozpoczęliśmy od punktu dowodzenia, który mieści się na parterze. Są tu dwa stanowiska wyposażone w monitory dotykowe. Z tego miejsca można m.in. otwierać wszystkie bramy garażowe oraz wjazdowe do strażnicy, ześlizgi dla strażaków oraz sterować sygnalizacją świetlną, którą uruchamia się na ul. Krakowskiej i ul. Bagiennej przy wyjeździe samochodów do akcji.
Z punktu dowodzenia przez duże okna widać garaże. Są w nich miejsca na 18 samochodów. Dlaczego aż tyle, skoro straż ma tylko 11 samochodów? (...) Z garażu strażacy po akcji przechodzą do tzw. szatni brudnej, w której można zostawić ubrania robocze i wziąć prysznic. Za kolejnymi drzwiami jest szatnia, w której strażacy mają czyste, cywilne ubrania. W pobliżu jest też pralnia. Na parterze są także m.in. pokój dowódcy, sala odpraw, jadalnia z tarasem, kuchnia, sala telewizyjna, biuro, magazyn techniczny, serwerownia, sauna oraz sala gimnastyczna. - Do tej pory zawsze musieliśmy kogoś prosić, żeby mieć miejsce do ćwiczeń fizycznych. Teraz ten problem znika - cieszy się Rafał Świerczek, dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej Szopienice.
Na piętrze znalazło się 14 sypialni. Wszystkie są dwuosobowe i wyposażone w dwa tapczany, tyle samo taboretów i szaf. - To, że w sypialni będą dwie osoby, ma swoje uzasadnienie. Po trudnej akcji z każdego prędzej czy później musi zejść napięcie. Dobrze jest mieć obok kogoś, z kim można porozmawiać - tłumaczy Świerczek. Oprócz sypialni, na piętrze są również m.in. sala sztabowa oraz pokoje dla praktykantów.
W sumie w całym budynku jest około 120 pomieszczeń. Obok niego stoi wieża do ćwiczeń oraz wieszania węży. Całości dopełnia tartanowe boisko i parking.
- Nad tym, jak ma wyglądać nasza strażnica, zastanawialiśmy się rok. Jeździliśmy, oglądaliśmy, czytaliśmy i sami wymyślaliśmy różne rozwiązania. Dzięki temu teraz możemy z pełnym przekonaniem powiedzieć, że mamy to, co nam chodziło - mówi Świerczek.
Nowa siedziba PSP w Katowicach w liczbach:
18.228 mln zł - tyle kosztowała budowa i wyposażenie. Pieniądze pochodziły z budżetu państwa - 10.028 mln zł oraz budżetu miasta - 8,2 mln zł.
20.488.80 m kw - taką powierzchnię ma działka, na której stanął budynek straży i całe jego zaplecze
4.203,15 m kw. - tyle wynosi powierzchnia zabudowy
4.489,08 m. kw. - tyle powierzchnia użytkowa
23.455,16 m sześć. - a tyle kubatura.
20 na 40 m - takie wymiary ma tartanowe boisko, które mieści się przy strażnicy.
18 na 30 m - a takie sala gimnastyczna
24 m - taka jest wysokość wieży do suszenia węży
2 - tyle przygotowano stanowisk do mycia samochodów
2 - tyle jest ześlizgów, którymi strażacy błyskawicznie mogą przedostać się z piętra na parter
2 m - taka jest wysokość ogrodzenia okalającego teren strażnicy Dziennik Zachodni, Grzegorz Żądło 2007.12.21, Po ponad stu latach katowiccy strażacy zmieniają swoją siedzibę
Do góry
Marszałek nie chce uratować Światowida
Marszałek województwa upiera się przy sprzedaży kina Światowid. Można by za symboliczną złotówkę oddać kino pod opiekę miasta, ale marszałek nie chce o tym słyszeć.
O planach sprzedaży (a faktycznie likwidacji) kultowego kina Światowid w Katowicach piszemy od paru tygodniu. Instytucja Filmowa Silesia-Film chce je sprzedać, bo kino przynosi straty - w tym roku prawie 200 tys. zł. Sprzedaży sprzeciwiają się miłośnicy ambitnego kina. W internecie, na forum strony Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Era Nowe Horyzonty apelują, żeby wysyłać do Janusza Moszyńskiego, marszałka województwa, sprzeciwy w tej sprawie.
O likwidacji kina nie chcą też słyszeć wojewódzcy radni. - Nie mogę się zgodzić na zamykanie wszystkiego, co przynosi straty. Dlaczego łatwo godzimy się ze stratami, jakie generują teatry czy opery, a chcemy pozbyć się kultowego miejsca? - pytał na posiedzeniu kultury radny Wojciech Zamorski (PO).
Joanna Klima, zastępczyni dyrektora w wydziale kultury urzędu marszałkowskiego zdania jednak nie zmieniła. Tłumaczyła, że filarami działania Silesia-Film mają być tylko Centrum Sztuki Filmowej, czyli dawne kino Kosmos i Kinoteatr Rialto. Jednocześnie przyznała, że Rialto będzie przynosić straty.
Urzędników marszałka nie rozumie Martyna Starc, radna PO. - Czy Silesia-Film naprawdę nie chce mieć choć jednego prawdziwego kina? Gdzie wasza misja? Po co w ogóle istnieje ta instytucja, skoro wyprzedaje kultowe kina, w których można obejrzeć wartościowe filmy? - pytała podczas posiedzenia komisji. Ostatecznie, radni z komisji kultury uznali, że władze województwa powinny od nowa ustalić plan restrukturyzacji Instytucji Silesia-Film, by zatrzymać wyprzedawanie kin. (...) Gazeta Wyborcza, Przemysław Jedlecki 2007.12.19
Do góry
Uwierzycie? Katowice postawią na tramwaje
Przebudujemy centrum miasta, ale wszystkie samochody, które będą chciały tu wjechać, utkną w korkach na skrzyżowaniach. Tramwaj to konieczność - tłumaczą w magistracie. I zabierają się za projektowanie nowych linii tramwajowych.
Wiele polskich miast stawia na komunikację tramwajową. W Łodzi szykują komfortowe, klimatyzowane wagony i remontują torowiska, a w Krakowie powstają nowe linie, które połączą odległe dzielnice.
Katowiczanie też chętnie poruszają się tramwajami - tyle, że w większości starymi i ciasnymi, niemiłosiernie trzęsącymi się na dziurawych, nieremontowanych od lat torowiskach. Jest jednak szansa, że sytuacja wreszcie się zmieni.
Tramwaje Śląskie obiecują, że za unijne pieniądze zmodernizują nitkę tramwajową od placu Alfreda do ul. Dworcowej i od pętli na Zawodziu do placu Wolności. Jest też gotowy projekt linii łączącej ulice: Chorzowską z Gliwicką, wzdłuż ulicy Grundmanna - powstały podczas budowy Drogowej Trasy Średnicowej.
To jednak nie koniec niespodzianek.
Katowiccy urzędnicy wpadli bowiem na pomysł, żeby wokół miasta zbudować tramwajową obwodnicę! Rozważane są dwa warianty trasy. Zgodnie z pierwszym, tramwaje miałyby kursować od ronda wzdłuż DTŚ w kierunku skrzyżowania alei Roździeńskiego z ulicą Jerzego Dudy-Gracza, a stamtąd aż do ulicy Warszawskiej. Druga koncepcja jest jeszcze odważniejsza. Marian Zych, naczelnik wydziału rozwoju w katowickim magistracie proponuje wykorzystanie miejsca po linii kolejowej do kopalni Katowice i przeprowadzenie jej aż do Szopienic.
Zych: - Katowice muszą postawić na rozwój sieci tramwajowej. Przebudujemy centrum miasta, ale wszystkie samochody, które będą chciały tu wjechać, utkną w korkach na skrzyżowaniach. Tramwaj to zatem konieczność. W dodatku jest o wiele lepszy od autobusów, które mają takie same problemy z przejazdem przez centrum. (...)
Te opinie potwierdza prof. Kazimierz Kłosek, kierownik Katedry Dróg i Mostów Politechniki Śląskiej, który przypomina, że miasta budując tylko nowe drogi nigdy nie będą miały sprawnej komunikacji. - Jeden pasażer w samochodzie w centrum miasta potrzebuje aż 50 metrów kwadratowych jezdni. Pasażerowi tramwaju wystarcza jeden metr. Od razu więc, widać na co warto postawić - mówi.
Podkreśla jednak, że tramwaj, by spełnił swoje zadanie, musi mieć wysoki standard i przede wszystkim być punktualny. - Tylko wtedy przyciągnie pasażerów - mówi. Dodaje jednak, że jeśli pomysły urzędników z Katowic mają zmienić sposób podróżowania po mieście, to powinien też powstać tu system park&ride. - Pasażer musi mieć gdzie zostawić swój samochód. Dopiero wtedy wsiądzie do tramwaju - zwraca uwagę prof. Kłosek.
Na koniec zła informacja: katowiccy urzędnicy nie ukrywają, że na nowe tramwaje będziemy musieli poczekać aż do 2014 roku. I to pod warunkiem, że uda się w 2009 roku zdobyć unijne dotacje na budowę nowych i modernizację starych torowisk. Inwestycja pochłonie kilkadziesiąt milionów złotych. Gazeta Wyborcza, Przemysław Jedlecki 2007.12.14
Do góry
Katowice mają nowoczesną salę koncertową
- Nareszcie nie trzeba będzie biec przez pół miasta na próby orkiestry, a muzycy nie będą musieli siedzieć razem z publicznością - cieszyli się studenci Akademii Muzycznej z otwarcia nowej sali koncertowej.
Sala na prawie pięćset miejsc jest najważniejszą częścią otwartego we wtorek Centrum Nauki i Edukacji Muzycznej Symfonia Akademii Muzycznej w Katowicach. - Na ten moment czekałem trzy lata, Akademia - 78, a Katowice aż 150. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę - mówił ze wzruszeniem prof. Eugeniusz Knapik, rektor katowickiej uczelni. Na inauguracji wystąpiły połączone chóry akademii i Akademicka Orkiestra Symfoniczna pod batutą Jacka Kaspszyka.
- Mimo potężnego składu orkiestry każdy czuje się tu swobodnie. Wcześniej musieliśmy na próby biegać do filharmonii albo grać w ciasnej uczelnianej auli. Tam jest tak mało miejsca, że nie sposób upchnąć całej orkiestry, część zawsze lądowała na miejscach dla publiczności - dzielił się wrażeniami z pierwszego koncertu skrzypek Mikołaj Łukosz, student II roku.
Zachwytu nie krył też dyrygent. - Chapeaux bas przed rektorem Knapikiem, który tak wspaniałe przedsięwzięcie doprowadził do końca w tak krótkim czasie! Widziałem już różne sale koncertowe na całym świecie, ale nigdzie nie zetknąłem się z czymś zaprojektowanym z takim rozmachem! - zapewniał Kaspszyk i dodał, że katowicka sala ma nie tylko doskonałą akustykę, ale jest też przyjazna i miła. Jego zdaniem w nadzwyczajny sposób łączy też starą oraz nową architekturę.
Budowa centrum była największą inwestycją kulturalną na Śląsku w ostatnich latach, pochłonęła około 55 mln zł i w większości została sfinansowana z funduszy unijnych.
Według projektu Tomasza Koniora i Krzysztofa A. Barysza od połowy 2005 roku na tyłach neogotyckiego gmachu uczelni wyrosły dwie surowe ceglane bryły. Jedna mieści bibliotekę z administracją, zaś druga, znacznie większa, salę koncertową.
W centrum powstały ponadto: śląskie archiwum muzyczne, gdzie przechowywane będą najcenniejsze partytury, nowoczesne studio nagrań, sala do muzykoterapii, specjalistyczne pracownie oraz... podziemny garaż.
Pomiędzy nowym a starym obiektem powstał jedyny w swoim rodzaju zadaszony plac, który pełni równocześnie funkcję holu.
- Jestem przekonany, że udało nam się zbudować coś niezwykłego nie tylko w skali ogólnopolskiej, ale i daleko wykraczającej poza granice kraju. Nie znam uczelni w Europie, która miałaby taki nowoczesny i piękny kompleks! - podkreślał rektor Knapik. - Bywa, że mimo dokładnych obliczeń w fazie projektowania w praktyce dostaje się pomieszczenie o marnej akustyce. Żeby wszystko się powiodło, trzeba nie tylko wiedzy, ale także intuicji i szczęścia - u nas te wszystkie trzy elementy zagrały - dziękował projektantom. (...)
Wtorkowy koncert był częścią festiwalu kończącego obchody Roku Karola Szymanowskiego. Popiersie tego zmarłego 70 lat temu kompozytora i patrona katowickiej uczelni odsłonił Henryk Mikołaj Górecki, jeden z największych polskich kompozytorów.
Rektor Knapik ujawnił, że do końca tego roku akademickiego w nowej sali odbędzie się pięć festiwali o zasięgu międzynarodowym, a na wszystkie koncerty wstęp będzie bezpłatny. - Chcemy, żeby to miejsce było otwarte dla wszystkich mieszkańców regionu - wyjaśnił Knapik. Gazeta Wyborcza, Iwona Sobczyk, Tomasz Malkowski 2007.12.11
Do góry
Schowaj aparat, dworzec strategiczny!
Koniec z pamiątkowym zdjęciem tuż przed odjazdem pociągu. Przy wejściach na katowicki dworzec pojawiły się znaki zakazu fotografowania. Firma ochroniarska traktuje sprawę z całą surowością.
Znaki od kilku dni wiszą na wszystkich drzwiach katowickiej stacji. Oprócz zakazu robienia zdjęć, nie można też jeździć na rowerze i deskorolce. - Przecież to jakiś absurd. To znaczy, że jak odprowadzę kogoś na pociąg, to nie będę mogła zrobić pamiątkowego zdjęcia na peronie? Chyba chodzi o to, żeby nikt nie fotografował tego całego bałaganu - dziwiła się Aleksandra Blaszta, która czekała na pociąg.
Sprawdziliśmy i okazało się, że obawy są słuszne. Nasz fotograf, który w dolnym holu próbował zrobić zdjęcie, zdążył tylko wyciągnąć aparat. Natychmiast pojawili się ochroniarze i kategorycznie zakazali robienia jakichkolwiek zdjęć. - Dworzec to obiekt strategiczny - tłumaczyli.
- To przepis wprowadzony przez PKP. My jesteśmy od tego, żeby go pilnować - wyjaśnia Leszek Szmytkiewicz, zastępca ds. ochrony w Sat-Guardzie, firmie, która pilnuje porządku na stacji.
- Nawet jak turysta będzie chciał zrobić zdjęcie? - pytamy.
- Nie ma żadnych wyjątków. Zakazu nie można traktować wybiórczo, dotyczy wszystkich - nie ustępuje Szmytkiewicz.
Całe zamieszanie z fotografowaniem na dworcu PKP w Katowicach dziwi Michała Wrzoska, rzecznika PKP. - Dworce nie są już strategicznymi obiektami, jak w czasach PRL-u. Nie ma żadnego odgórnego zakazu i każdy może bez problemu wykonać zdjęcie na własny użytek. Nie znam żadnego dworca w Polsce, na którym byłyby takie tabliczki - mówi Wrzosek.
Jak tłumaczy Barbara Piaszczak, zarządca katowickiego dworca, to pomysł administratorów stacji: - Wielokrotnie zdarzało się, że pojawiali się fotografowie, którzy robili zdjęcia do celów handlowych bez naszego zezwolenia. To właśnie ich dotyczy ten zakaz. Uczuliliśmy firmę ochroniarską, że zakaz nie obejmuje prywatnych osób. Wiadomo, że nikt nie zakaże wycieczce szkolnej fotografowania się na dworcu - mówi Piaszczak. (...) Gazeta Wyborcza, Jacek Madeja 2007.12.10
Do góry
Połamane ściany będą bramą do Katowic
Na terenie dawnej Huty Baildon w Katowicach powstaną biurowce, które wraz z powstającymi po drugiej stronie ulicy wieżowcami utworzą ciekawą bramę wjazdową do miasta od strony Chorzowa.
Silesia Business Park wybuduje firma Skanska Property Poland na działce, która graniczy z kościołem Świętych Jana i Pawła z jednej strony i ze starymi halami Huty Baildon - z drugiej. (...)
W zagłębieniu, w którym leży działka, powstaną dwa poziomy parkingów. Z biegnącej powyżej ul. Chorzowskiej widoczny będzie tylko wierzch platformy parkingowej, na której staną biurowce. Plac przed kościołem zyska przedłużenie przy budynkach biurowych, gdzie powstanie miejski park, a jednocześnie reprezentacyjne wejścia do budynków. Ich partery ożywią usługi, restauracje, banki.
Same budynki to cztery identyczne 11-kondygnacyjne maszyny do pracy o powierzchni 10 tys. m kw. każdy. - Budynki są poprzesuwane względem siebie, tak by jadący Chorzowską mieli niezakłócony widok na wieżę kościelną - mówi architekt Przemo Łukasik, współzałożyciel medusa group.
Najciekawsze będą elewacje, dalekie od typowego dla biur szklanego akwarium. Po obwodzie budynków pobiegną połamane grafitowe pasy oddzielające poszczególne kondygnacje. - Funkcja i układ budynków są bardzo uporządkowane, dlatego chcieliśmy na elewacji wprowadzić trochę przypadkowości. Głównym materiałem fasady będą prefabrykowane płyty z barwionego betonu - mówi Łukasik.
Budynki będą sprawiać wrażenie przekroju przez warstwy geologiczne, z pasami betonu niczym pokładami węgla.
Inwestycja zostanie zrealizowana w dwóch etapach. W pierwszym zostaną wybudowane dwa budynki od strony kościoła, ich oddanie do użytku planuje się na koniec 2009 roku.
Silesia Business Park wraz z powstającymi vis-a-vis wieżowcami Silesia Towers, zaprojektowanymi przez warszawskiego architekta Stefana Kuryłowicza, staną się ciekawą bramą wjazdową do Katowic od strony Chorzowa. To będzie też dialog dobrej współczesnej architektury - wieżowce gliwickich architektów mają ściany połamane, Kuryłowicz z kolei zastosował sztywną geometrię szachownicy. Gazeta Wyborcza, Tomasz Malkowski 2007-12-09, ostatnia aktualizacja 2007-12-09 21:37
Do góry
Prezydent Katowic znów na karuzeli
Alabastrowe aniołki, piernik, makowiec, miodownik i rogaliki na ciepło - od czwartku można je kupić na zorganizowanym przez władze Katowic jarmarku. Do handlu i zabawy zachęcał sam prezydent miasta. (...)
15 kramów ustawiono na ul. Dyrekcyjnej i Staromiejskiej. W czwartek otwarte były tylko trzy. U Magdaleny Gwóźdź można było kupić słodkie wypieki, a Helena Mol wystawiła alabastrowe aniołki. Piotr Uszok, prezydent Katowic, który przyszedł otworzyć jarmark, zachęcał do skorzystania z karuzeli. I żeby ośmielić niezdecydowanych, sam wsiadł do karuzelowej karocy. Za jego przykładem urzędnicy wsiedli na plastikowe kucyki. W świąteczny nastrój przechodniów wprowadzają paśniki wypełnione sianem, migoczące lampki i kolędy dobiegające z głośników.
Był też Mikołaj przebieraniec, ale jakiś dziwny. Nie rozdawał prezentów, tylko cukierki, ale kto chciał, mógł się z nim sfotografować.
Uszok ma nadzieję, że jarmark pomoże w ożywieniu centrum miasta. - Czasem po 18 przechadzam się tędy. Zazwyczaj jest pusto, po ulicach hula wiatr, a to przecież centrum Katowic. Może teraz będzie inaczej - rozmarzył się prezydent.
W najbliższych dniach swoje budki na jarmarku mają otworzyć sprzedawcy świątecznych drzewek i ozdób. Można też będzie zjeść coś na ciepło. - Myślę, że będzie dobrze, ale nie o zarobek tylko tutaj chodzi. Jestem katowiczanką w czwartym pokoleniu. Cieszę się, że wreszcie coś drgnęło w tym mieście i władze zdecydowały się na organizację takiego jarmarku - mówi jedna ze sprzedających.
- To dopiero początek, będziemy się uczyć, by za rok wypadło jeszcze lepiej - obiecywał Bojarun.
Przygotowanie jarmarku kosztowało miasto 80 tys. zł. Kramy będzie można odwiedzać do 21 grudnia. Gazeta Wyborcza, Anna Malinowska 2007.12.06
Do góry
Katowice mogły zarobić na atrakcyjnej ziemi?
Katowiccy radni chcą sprawdzić, dlaczego miasto nie było zainteresowane atrakcyjnymi działkami przy ul. Ceglanej. We wtorek opisaliśmy, jak prywatna firma kupiła je za 11 mln zł, by za kilka miesięcy sprzedać ze stumilionowym zyskiem.
Na działce przed kliniką okulistyczną w Brynowie ma powstać osiedle. Przygotowywany jest właśnie plan zagospodarowania przestrzennego, który sprawi, że zmieni się przeznaczenie tej działki - z rekreacyjnej na mieszkaniową. - Dwa lata temu wnioskował o to jej właściciel, wówczas Katowicki Holding Węglowy - mówi Teresa Homan-Chanek, naczelniczka biura planowania przestrzennego w katowickim magistracie.
Radnych poinformowano o tym przy okazji uchwały związanej z przystąpieniem do opracowania nowego planu zagospodarowania. Jednym z nich był radny Andrzej Raj, a obecnie wiceprezes spółki Brynów Park.
We wtorek opisaliśmy, w jaki sposób firma, której jest współtwórcą, w ciągu kilku miesięcy zarobiła 100 mln zł. Raj był radnym poprzedniej kadencji. W tym roku powołał spółkę, która kupiła ziemię przy ul. Ceglanej i sprzedała później z zyskiem firmie LC Corp.
Prawo pierwokupu tej ziemi od KHW miał prezydent miasta. - Nie skorzystaliśmy z niego. Prawo pierwokupu stosujemy rzadko: gdy chodzi o inwestycję miejską lub gdy planowany jest jakiś układ drogowy - tłumaczy Waldemar Bojarun, rzecznik magistratu. (...)
Niezależnie od tego radni chcą sprawdzić, czy transakcja - sprzedaż ziemi przez KHW - nie przeszła Katowicom koło nosa. - Zwrócę się do prezydenta i komisji rewizyjnej o wyjaśnienie tej sprawy. Na razie daleki jestem od komentarzy - zastrzega Jerzy Forajter, przewodniczący rady miejskiej.
- Nie wiemy, dlaczego prezydent nie skorzystał z prawa pierwokupu. W tej sprawie pojawia się dużo wątpliwości. Np. skąd taki wzrost ceny tej ziemi - zastanawia się radny Adam Warzecha z PO. Jego klubowy kolega Tomasz Szpyrka dodaje, że Platforma chce się zająć sprawą. - Musimy jeszcze sprawę przedyskutować, ale na pewno podejmiemy jakieś kroki. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ktoś wprowadził prezydenta w błąd - uważa Szpyrka.
To pierwsze reakcje na nasze doniesienia. Stowarzyszenie Harmonijny Rozwój Katowic, skupiający aktywnych katowiczan, chce, by sprawą transakcji zajęło się Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. - Przygotowujemy już odpowiednie pisma w tej sprawie - mówi Barbara Bartkiewicz, prezes stowarzyszenia. Gazeta Wyborcza, Anna Malinowska 2007.12.05
Do góry
Powiew miejskości w katowickiej Kostuchnie
Południowe dzielnice Katowic mają pierwsze centrum handlowo-usługowe. Bażantowo to jednak nie kolejny blaszak, lecz zespół budynków wnoszących odrobinę miejskości.
Południowe dzielnice Katowic trudno nazwać miastem, to raczej przysiółki, gdzie niewielkie osiedla mieszkalne graniczą z polami. - To taka pustynia, gdzie oprócz domków jednorodzinnych nic nie ma. Staramy się to sukcesywnie zmienić, we wrześniu otwarliśmy przedszkole. Od dzisiaj mamy własne centrum handlowo-usługowe - zachwala Krzysztof Lasoń, prezes zarządu firmy Millenium Inwestycje, która na granicy Piotrowic i Kostuchny buduje od lat osiedle Bażantów.
Tuż przy nowym rondzie, gdzie krzyżują się ulice Bażantów i Armii Krajowej, powstał w ciągu półtora roku kompleks budynków usługowo-mieszkalnych. Najwcześniej ukończono dwa bloki czteropiętrowego galeriowca, do którego już od kilku miesięcy wprowadzają się lokatorzy. Od strony ulicy zlokalizowano niższe budynki oblicowane szlachetnym, jasnym piaskowcem, w których są lokale usługowe. Pomiędzy nimi wytworzył się niewielki placyk wyłożony kostką, z ławkami i zielenią. To namiastka rynku, otaczające go budynki mają w parterze głębokie podcienia. - Jest to chyba jedna z pierwszych przestrzeni publicznych w tym rejonie Katowic. Z jej uroków będą mogli korzystać nie tylko mieszkańcy osiedla. Centrum jest otwarte dla wszystkich - tłumaczy prezes Lasoń. Od strony placu pojawi się restauracja i ogródek kawiarniany.
Pierwszym otwartym punktem Bażantowa jest supermarket Piotr i Paweł, polska sieć handlowa, która powstała w Poznaniu. - To nasz 39 sklep, pierwszy na Górnym Śląsku. Mamy w nazwie supermarket, ale nasz asortyment przypomina delikatesy, bo można u nas kupić też specjalnie sprowadzane produkty - tłumaczy Błażej Patryn, rzecznik prasowy sieci Piotr i Paweł. (...)
Do stycznia Bażantowo zapełnią kolejni najemcy. Gotowy jest już salonik prasowy i apteka. Wkrótce będzie można się tutaj także leczyć - otwarta zostanie prywatna przychodnia z dużą liczbą specjalistycznych gabinetów. Już od 10 grudnia będzie działać gabinet okulistyczny z salonem optycznym.
- Do końca nie wiedzieliśmy, czy nasze plany się sprawdzą, czy będą chętni najemcy. Okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. Zostało nam tylko kilka wolnych pomieszczeń. Teraz zobaczymy, czy mieszkańcy polubią robić tutaj zakupy - mówi Lasoń. Od ręki rozeszły się też powierzchnie biurowe, które stanowią część Bażantowa, podnajęła je duża firma komputerowa.
Inwestor Bażantowa, firma Millenium Inwestycje, ma w dalszych planach zbudować niedaleko centrum sportowe. Gazeta Wyborcza, Tomasz Malkowski 2007.12.04
Do góry
Pomysł na centrum Katowic: jarmark
W mieście po raz pierwszy zostanie zorganizowany jarmark bożonarodzeniowy. Stragany ustawione w centrum będzie można odwiedzać od 6 grudnia aż do samych świąt.
- W przygotowaniach korzystaliśmy z doświadczeń miast, które takie wydarzenia organizują od lat, jak francuskie Saint Etienne czy niemiecka Kolonia. (...) Mamy nadzieję, że jarmark wpisze się na stałe w kalendarium imprez w mieście - mówi Arkadiusz Godlewski, wiceprezydent Katowic.
Kramy staną na ulicach Staromiejskiej i Dyrekcyjnej. Dziś rozpoczną się prace przy montażu oświetlenia, staną też choinki. Powstanie 15 kramów. Co będą oferować? - Smakołyki, choinki i ozdoby świąteczne - mówi Marcin Stańczyk z biura promocji magistratu. Przewidziano też atrakcje dla dzieci. Będą mogły pojeździć na karuzeli i zrobić sobie fotkę z Mikołajem. Gazeta Wyborcza, am 2007.12.02
Do góry
Wybór cytatów © Portal.Katowice.pl

Wstecz - Start - Do góry

Redakcja - Regulamin - Współpraca - Reklama - Strony WWW              © Copyright by GST 05-12