,
 PORTAL  >  PRZEGLĄD NAJWAŻNIEJSZYCH AKTUALNOŚCI  >  SIERPIEŃ 2007
Pożar w katowickiej delegaturze NIK-u
Szesnaście zastępów straży pożarnej gasiło w czwartek w nocy pożar jednego z dwóch budynków delegatury Najwyższej Izby Kontroli w Katowicach.
Płonęła starsza część budynku, właśnie trwa w niej remont. Wezwani ok. godz. 22 strażacy odcięli prąd w budynku i ugasili ogień. Podczas akcji woda zalała pomieszczenia, uratowano jednak całą dokumentację NIK-u. (...)
Straty sięgają co najmniej 1 mln zł. Ze wstępnych ustaleń wynika, że w budynku zaprószono ogień. Gazeta Wyborcza, pap, aim 2007.08.30
Do góry
Na Nikiszowcu nikt nie chce zarabiać
Choć każdy turysta mógłby w dzielnicy zostawić pieniądze, nie są tym zainteresowani ani miejscowi sklepikarze, ani jedyna restauracja.
Na Nikiszowcu jest kilka sklepów spożywczych, poczta, bank, apteka i fryzjer. To, co potrzebne dla ludzi żyjących w dzielnicy, nie zadowoli jednak gości. Nie kupi się tu pamiątki: kartki, kubka czy koszulki z nadrukiem. - Kiedyś zamówiłam pocztówki z Katowic. Dwa lata się z nimi męczyłam. Od lat w handlu jestem i wiem, że to u mnie w dzielnicy nie zejdzie - zapewnia Urszula Pajer, która prowadzi sklepik z drobiazgami przy nikiszowieckim rynku. - Ja na Nikiszu mieszkam od zawsze. I od zawsze się dziwię: co tu jest do zwiedzania? Posikany przez psy i pijaczków park? Te kwiatki wymalowane na poczcie? Kościół? Wszędzie gdzie się pojedzie, jest jakiś kościół. I co? Nikiszowiec nie jest żadną atrakcją turystyczną! - dodaje Pajer.
Zjeść też nie ma gdzie. Jest mało zachęcający bar z piwem i restauracja SITG. - Najczęściej organizujemy imprezy okolicznościowe - mówi pan Adam, jeden z kelnerów. Kiedy rozmawiamy, w SITG-u kończy się stypa. - Jakby tu była karczma śląska taka ze strojami i tylko śląskim jadłem? Myślę, że nie miałoby to racji bytu. Turyści owszem, bywają, ale raczej nie co dzień - przekonuje kelner.
W dzielnicy swoją filię ma Muzeum Historii Katowic. Na drzwiach tabliczka: Zmiana ekspozycji. Przygotowanie do remontu. Nie ma informacji, kiedy zostanie otwarte. Nie widać też robotników, którzy do remontu przygotowywaliby budynek. Zapytaliśmy Piotra Uszoka, prezydenta Katowic, dlaczego muzeum jest zamykane akurat wtedy, gdy odwiedzających jest najwięcej. - Dlaczego akurat w czasie wakacji to nie wiem. Wiem jednak, że miasto kupiło resztę budynku, w którym muzeum się znajduje i mamy już gotowy projekt na jego przebudowę - mówi prezydent.
Czy powstanie kolejne muzeum z gablotkami, czy miejsce z ofertą ściągającą tłumy? - Zależy mi na muzeum multimedialnym. Będziemy się starać o unijne dofinansowanie - obiecuje Uszok.
Póki co pozostaje galeria Szyb Wilson. Trudno jednak znaleźć w dzielnicy jakiekolwiek informacje, co w niej się dzieje. Nie ma afiszy, ulotek czy zwykłych drogowskazów, że takie miejsce w ogóle istnieje. - Możecie pisać o naszych przedsięwzięciach i w ten sposób czytelnicy będą wiedzieć, przychodzić - przekonuje Johan Bros, pomysłodawca galerii. (...) Czy nie warto w galerii poświęcić trochę miejsca dzielnicy, w której się znajduje? - Część naszych prac nawiązuje do Nikiszowca, jest przez to miejsce zainspirowanych. A czy trzeba by więcej? Nie wiem, czy zwiedzający byliby tym zainteresowani - uważa pomysłodawca galerii. Gazeta Wyborcza, Anna Malinowska 2007.08.29
Do góry
Marzy mi się Nikisz - atrakcja turystyczna
Anna Malinowska: - Ciąglę wierzę, że z Nikiszowca można zrobić najważniejszą atrakcję turystyczną regionu.
Kiedy wieczorem spaceruję po swojej ulubionej dzielnicy Katowic, jest mi smutno. Jakiś barczysty, młody facet rzuca mi zaczepnie dobry wieczór, nie mam gdzie napić się kawy, nie ma nawet ławki, na której można by zwyczajnie posiedzieć. A mimo to wciąż tu przychodzę. (...)
A mogłoby być tak pięknie...
Przyjeżdżają do mnie znajomi z Warszawy - małżeństwo z dwójką dzieci, dziennikarz i nauczycielka. Zobaczyli w telewizji reklamę najlepszego skansenu górniczego w Europie Środkowo-Wschodniej i od tego czasu nudzą, że muszę im pokazać Nikisz.
Odbieram ich z dworca, ale wycieczkę rozpoczynamy na Giszowcu. Spacerujemy po zielonej okolicy, oglądamy niewielki skansen - zadbane wiejskie domki. W kinie plenerowym - film Kutza Paciorki jednego różańca, ale my nie mamy czasu. Za chwilę odjeżdża Balkan, kolejka na Nikiszowiec. Pięknie zrekonstruowane wagoniki suną powoli, dookoła las. Bilet kosztuje 10 zł, ale wiele można zapłacić za taką przyjemność!
Na Nikiszu wita nas przewodnik. Ubrany jak typowy elwer, grzecznie pyta: godać czy mówić po polsku. Wybieramy pierwszą opcję, obiecuję znajomym tłumaczyć. Dostajemy jeszcze plik folderów i mapkę. Dużo anegdot, kawałów, śmiechu, ale i sporo historii: przewodnik opowiada o ważnych gościach i wydarzeniach.
Zwiedzanie zaczynamy od obejrzenia budynków fedrującej ciągle kopalni Wieczorek. Przewodnik opowiada: tu szyb taki, tu cechownia, tędy węgiel wyjeżdża.
Wchodzimy do muzeum kopalni. Przewodnik opowiada, jak wydobywano węgiel setki lat temu, co się zmieniło. Ja tłumaczę, znajomi słuchają zdumieni, a dzieci bawią się puzzlami - układają górnika i Karolinkę. Wystarczy sięgnąć po słuchawkę starego telefonu, by posłuchać opowieści powstańca, na dużych ekranach o swoim Śląsku opowiadają pisarz Kuczok, trener Piechniczek, reżyser Kutz, kompozytor Kilar. Na wielkich planszach zdjęcia starego Śląska z dokładnymi opisami: Żyd stoi przed swoim sklepem na Mariackiej w Katowicach, niemieckie panny spacerują po Beuthen, polskie dzieci bawią się na placu Andrzeja.
Potem przechodzimy już uliczkami do serca dzielnicy. Rynek, kościół św. Anny, podcienia, w których ciasno tłoczą się galerie, sklepiki z pamiątkami. Dookoła mnóstwo zwiedzających. Słychać języki z całej Europy: angielski, hiszpański, francuski, niemiecki. Przewodnik przekonuje, że zakupy zostawimy sobie na koniec. Najpierw zwiedzanie. Wchodzimy w jedno z podwórek. Tu historia cofa się o ponad setkę lat: widać ludzi w strojach z epoki. Kobiety sprzątają, zapraszają do kuchni, gdzie właśnie gotują obiad, mężczyźni grają w skata, żartują. Na podwórku występuje jakaś trupa cyrkowa, gra zespół uliczny. - Terozki bydzie o tym, jak my żyli - śmieje się przewodnik. Oglądamy więc śląskie podwórko, śląskie domy i ich mieszkańców. Każdy z nich opowiada, co słychać, jak się chleb piecze, jak na szychcie było. Podwórkiem przechodzimy w kolejną uliczkę.
Chwila na odpoczynek, bo wita nas karczma. Co jemy? Wiadomo: kluski, rolada i modra kapusta. Do tego po dużym zimnym kuflu piwa z nikiszowieckiego browaru. Pycha!
Po sutym obiedzie trzeba jeszcze obowiązkowo zwiedzić pobliskie lodowisko Naprzodu Janów, jedno z najnowocześniejszych w Polsce, i można myszkować po położonych przy Rynku sklepikach. Bibeloty, obrazy, albumy, koszulki z różnymi nadrukami, ale w obowiązkowym śląskim klimacie.
Później odwiedzamy galerie. Nikszowiec od lat inspirował artystów. Dziś też ich nie brakuje. U jednego z nich zamawiamy rysunek: portret znajomej na tle rynku. Kiedy czekamy aż rysownik skończy, podchodzi dziewczyna z ulotkami.
Dziś wieczorem zabawa taneczna. Grać ma orkiestra górnicza. Stroje dowolne, parkiet wspólny, ale sale wzorem karczm górniczych osobne: jedna dla mężczyzn, druga dla kobiet. Dzieci mają swoją salkę!
Znajomi bez wahania podejmują decyzję: zostajemy. Idziemy więc do urządzonego w jednej z kamienic hostelu. Mamy szczęście, choć turystów mnóstwo, łapiemy się na pokój... Ale wracamy do niego dopiero nad ranem... Zabawa była przednia. Bo na Nikiszu się bawi, a nie śpi.
Dlaczego nie mogłoby być tak pięknie? Gazeta Wyborcza, Anna Malinowska 2007.08.27
Do góry
Mieszkańcy Zadola dostaną tunel
Za rok ma być gotowe przejście podziemne pod torami kolejowymi na katowickim Zadolu. Mieszkańcy dzielnicy czekali na nie od wielu lat. Ul. Zadole jest dzisiaj przecięta torami kolejowymi. Z jednej strony duże osiedle bloków, z drugiej domki jednorodzinne, a tuż obok dwupasmowa ul. Kościuszki. Od lat mieszkańcy ryzykują życiem, by dojść do pracy, na zakupy czy nawet odprowadzić dzieci do szkoły. Straż miejska już wiele lat temu policzyła, że w ciągu godziny przez tory kolejowe przechodzi 50 osób.
- Ile tu ludzi zginęło! - mówi Bronisława Wilk, która mieszka na ul. Zadole od ponad 40 lat. Pamięta, że dawno temu były w tym miejscu szlabany, więc przejście przez tory było o wiele bezpieczniejsze. Jednak szlabany zlikwidowano, a zamiast nich pojawiły się stalowe sztaby zagradzające przejście. Ludzie i tak nie przestali tędy chodzić. W najgorszej sytuacji byli ci, którzy mieszkali w domkach jednorodzinnych od strony ul. Kościuszki. Droga przez tory to najlepszy skrót do przystanku autobusowego na osiedlu.
Magistrat od lat chciał coś z tym zrobić. Najpierw planowano wybudować kładkę nad torami, ale nie wszystkim mieszkańcom przypadło to do gustu. Zdecydowano więc o przekopaniu tunelu pod kolejowym szlakiem. Prace w tym miejscu już się rozpoczęły. Przejście będzie kosztowało ok. 10 mln zł i ma być gotowe za rok. (...) Gazeta Wyborcza, Przemysław Jedlecki 2007.08.26, Mieszkańcy katowickiego Zadola dostaną tunel
Do góry
Pasażerka skutera zginęła na A4
Do tragicznego wypadku doszło w piątek przed południem w Katowicach na wysokości Doliny Trzech Stawów.
Przed godz. 11 skuter zderzył się z jadącym w tym samym kierunku osobowym BMW. Na miejscu zginęła pasażerka skutera, a kierujący pojazdem mężczyzna w ciężkim stanie trafił do szpitala. - Na miejscu przez kilka godzin pracowała ekipa dochodzeniowo-śledcza. Z relacji świadka wynika, że kierowca BMW gwałtownie skręcił w lewo i uderzył w skuter, dlatego prokurator podjął decyzję o jego zatrzymaniu - powiedział Jacek Pytel ze śląskiej policji. Policjanci ustalili także, że skuter znalazł się na autostradzie zgodnie z przepisami. (...) Gazeta Wyborcza, aim, pap 2007.08.24
Do góry
Z wody na kort albo do sauny
Kajaki, rowery wodne, łódź wiosłowa i deska surfingowa. Taki sprzęt można wynająć przy Campingu 215 w Dolinie Trzech Stawów. Za godzinę zapłacimy od 5 do 8 zł.
Kiedy osoby spoza Katowic przyjeżdżają po raz pierwszy do Doliny Trzech Stawów, często dziwią się, że tak urocze miejsce jest tak blisko centrum miasta. Na dodatek dwa zbiorniki przecina autostrada. Mimo takiego sąsiedztwa, Dolina cieszy się dużą popularnością jako cel nie tylko weekendowych wypadów.
Oprócz ścieżek rowerowych, miejsc do grillowania, dziesiątek ławeczek i kilku knajp, można tu także skorzystać z wypożyczalni sprzętu wodnego. Mieści się ona w biurze Campingu 215, tuż przy autostradzie. Za godzinę pływania kajakiem, rowerem wodnym i łodzią trzeba zapłacić 5 zł. Wypożyczenie deski surfingowej kosztuje 8 zł. Wystarczy mieć ze sobą jakiś dokument tożsamości. Ze względów bezpieczeństwa każdy dostaje kapok i już może wiosłować po stawie. Nie jest to być może jakiś bardzo duży akwen, ale do rekreacji nadaje się znakomicie. (...) Wypożyczalnia jest czynna od godz. 11 do 19. Na terenie Campingu jest także sauna i korty tenisowe. Dziennik Zachodni, greg 2008.08.24
Do góry
Pięciolatek z Katowic ofiarą szkwału
Kubuś utonął na jeziorze Śniardwy w okolicach Wężewa.
Chłopczyk wraz z rodzicami i ich znajomymi spędzał wakacje na jachcie. We wtorek pływali po Śniardwach. Kiedy zauważyli nadciągającą nawałnicę, próbowali jak najszybciej dotrzeć do portu. - Nie zdążyli. Silny wiatr złamał maszt i wszyscy znaleźli się za burtą. Ratownicy wyciągnęli z wody sześć osób. Mimo reanimacji dziecka nie udało się jednak uratować - mówi Piotr Korzeniewski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie. Rodzice Kubusia są pod opieką psychologa. (...) Gazeta Wyborcza, am 2007.08.22
Do góry
Katowice mogłyby być miastem surrealizmu
Coraz więcej turystów szuka już nie tylko miejsc z wyjątkowymi zabytkami, ale też miast, z którymi związani byli znani artyści. Dlaczego więc nie potrafimy wykorzystać tego, że (...) w Katowicach urodził się Hans Bellmer?
Do maleńkiego miasteczka Auvers-sur-Oise na północ od Paryża zjeżdżają rocznie tysiące turystów tylko dlatego, że ostatnie dni życia spędził w nim Vincent van Gogh. W Wielkiej Brytanii są dziesiątki miejsc znanych tylko z tego, że karierę zaczynał w nich jakiś zespół. - 21 proc. potencjalnych odwiedzających decyduje się na zwiedzenie jakiegoś konkretnego miejsca ze względu na muzykę lub zespoły z danego kraju. Brytyjska muzyka i artyści często stanowią pierwszy krok do odkrycia unikalnych walorów, jakie oferuje Wielka Brytania - powiedział niedawno Tom Wright, dyrektor Brytyjskiej Centrali Turystyki VisitBritain. W naszym regionie nie debiutował zespół The Beatles ani nikt nie namalował Słoneczników. Co nie znaczy, że nie mielibyśmy kim się pochwalić i przyciągnąć turystów.
Pola Negri, jedyna polska aktorka, która zrobiła wielką karierę w Hollywood, przez osiem miesięcy mieszkała w Sosnowcu. Na dworcu kolejowym w Sosnowcu poznała polskiego oficera, hrabiego Eugeniusza Dąmbskiego. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Zakochani już w listopadzie 1919 roku wzięli ślub i aktorka sprowadziła się do Sosnowca, zamieszkując w rodzinnej kamienicy Dąmbskich. I choć małżeństwo nie przetrwało długo, dziś już wiemy, gdzie Negri mieszkała. O tym epizodzie w życiu aktorki przypomina pamiątkowa tablica na fasadzie budynku przy ul. Kołłątaja 6. - Trudno byłoby myśleć o wykorzystaniu dawnego mieszkania Dąmbskich, ponieważ całkowicie zmieniła się fasada budynku. Poza tym poza wycinkami prasowymi z tamtych lat nie przetrwały do dziś żadne ślady bytności aktorki w Sosnowcu. - mówi Jan F. Lewandowski, historyk kina i autor książki Pola Negri w Sosnowcu. (...)
W Katowicach Hans Bellmer nie doczekał się nawet tablicy. A przecież ten jeden z najsłynniejszych surrealistów, którego prace można oglądać w Tate Gallery w Londynie, Museum of Modern Art w Nowym Jorku i Centre Pompidou w Paryżu, urodził się w 1902 roku w Katowicach.
Jego twórczość jest nadal uznawana za jedną z najbardziej kontrowersyjnych w historii sztuki XX wieku. Lalki, grafiki, fotografie - wszystkie nacechował wyrafinowanym i odważnym erotyzmem. Być może dlatego w Katowicach niechętnie mówi się o Bellmerze, choć tutaj kształtowała się jego artystyczna wrażliwość. - Bellmer jest najsłynniejszym katowiczaninem w sztukach plastycznych i jestem przekonany, że podkreślenie jego związków z tym miastem przyciągnęłoby do niego turystów. Przecież w kamienicy przy ul. Kościuszki 47, gdzie mieszkał, można by stworzyć coś w rodzaju galerii Bellmera, nawiązać kontakt z galeriami, które wystawiają jego prace. Ta kamienica jest ostatnim miejscem pobytu surrealisty w mieście - mówi Jarosław Lewicki, pisarz i dziennikarz.
Lewicki sugeruje też, że klimat wokół ul. Kościuszki jest surrealizmowi wyjątkowo sprzyjający. - Przecież niedaleko żył Bogumił Kobiela, niedaleko mieszkają artyści z Mumio. Coś w tym jest - przekonuje. Cóż, kiedy twórczość Bellmera, czasami nazywana obsceniczną, jest niechętnie widziana w Katowicach. Gdy w 2002 roku podczas festiwalu Ars Cameralis zorganizowano wystawę jego prac w Muzeum Śląskim, część ekspozycji została szybko zasłonięta. Zamiast być więc miastem surrealizmu, Katowice w powszechnej świadomości wciąż są nudnym miastem węgla. Gazeta Wyborcza, Łukasz Kałębasiak 2007.08.21
Do góry
Naga i brudna wizytówka Katowic
Mężczyzna leżał na chodniku dość długo. Miał zsunięte do kolan spodnie, był obnażony, a wokół niego była plama moczu. Taki widok oglądali wczoraj katowiczanie na placu Oddziałów Młodzieży Powstańczej.
Co miejscy urzędnicy sądzą o takiej wizytówce miasta? - Patrol policji lub straży miejskiej powinien zjawić się tam natychmiast. Przecież tam jest monitoring i powinien służyć do tego, by błyskawicznie wyłapywać takie rzeczy. Jestem zaskoczony, że doszło do takiej sytuacji - mówi Waldemar Bojarun, rzecznik katowickiego magistratu.
Kazimierz Romanowski, komendant straży miejskiej, obiecuje wyjaśnić sprawę. - Takie wydarzenie to wstyd. Sprawdzę, czy była tam jakaś interwencja i czy strażnik widział to na monitoringu - mówi. (...) Gazeta Wyborcza, pj 2007.08.20
Do góry
Zalany Teatr Śląski w Katowicach
10 tys. litrów wody spadło na scenę Teatru Śląskiego po tym, jak podczas prac remontowych włączyła się instalacja przeciwpożarowa. Zalanych zostało 200 m kw., m.in. część głównej sceny oraz dwa magazyny. W wypompowywaniu wody uczestniczyły w piątek trzy zastępy straży pożarnej. - Strażacy pomagali też w wynoszeniu sprzętów z zalanego magazynu. Cała akcja trwała około trzech godzin - poinformowała Aneta Gołębiowska z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Straży Pożarnej. (...) Gazeta wyborcza, judy 2007.08.19
Do góry
Nowe domy wyprą magazyny
Między katowickimi osiedlami Odrodzenia i Bażantów w Kostuchnie królują magazyny. Wkrótce krajobraz się zmieni, bo powstaną tu nowe domy wraz z terenami rekreacyjnymi.
W południowej części Katowic rosną głównie lasy oraz osiedla mieszkaniowe. Największym, które ostatnio powstało, jest osiedle Bażantów. Pomiędzy nim a os. Odrodzenia, zbudowanym z wielkiej płyty, rozciągają się tereny magazynowo-składowe.
Pod koniec zeszłego roku prawie 90 tys. m kw. tego terenu kupiła firma TUP SA. - Planujemy stworzyć tu przyjazną przestrzeń mieszkalną - mówi Robert Moritz, prezes firmy. - Nowe osiedle nie będzie zamkniętą enklawą, ale pełnowartościową dzielnicą miasta. (...) Pracę rozpoczęła od międzynarodowych warsztatów urbanistycznych. Urodziło się wiele pomysłów, jak zagospodarować pofabryczny teren. W listopadzie podobne warsztaty odbędą się w Katowicach pod patronatem magistratu. Oprócz profesjonalistów będą mogli w nich uczestniczyć mieszkańcy. Ich uwagi zostaną uwzględnione w koncepcji. Gotowy projekt urbanistyczny zostanie przedstawiony publicznie. Gazeta Wyborcza, Tomasz Malkowski 2007.08.16
Do góry
Zrobili remont bez głowy
Dopiero co wyremontowane chodniki na katowickim osiedlu Paderewskiego rozebrano, by wymienić rury kanalizacyjne. - Czy nie można było terminu tych prac dogadać? Po co dwa razy płacić za ułożenie kostki? - denerwują się mieszkańcy.
- Niedawno przy ul. Sikorskiego, obok Urzędu Skarbowego, położono wreszcie chodnik. Do tej pory latem był tu kurz i pył, a jesienią zwały błota - mówi pani Anna, jedna z lokatorek bloków przy Sikorskiego. Kilka tygodni temu kostkę jednak zdarto. Okazuje się, że Rejonowe Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji od początku roku planowało na osiedlu wymianę rur deszczowych i kanalizacyjnych. Już zrobiono wykopy i założono nowe rury. Obok leży niezabezpieczona kostka chodnikowa. Część kawałków zupełnie zrujnowana. - Po co było to kłaść i zaraz niszczyć? Dlaczego najpierw nie położyli rur, a potem kostki - narzekają przechodnie.
- Rzeczywiście, w zeszłym roku uporządkowaliśmy chodniki na ul. Sikorskiego. Wtedy jednak nie wiedzieliśmy, że będzie wymiana kanalizacji. RPWiK nie informowało nas o tym - mówi Mirosław Herman, naczelnik z katowickiego magistratu. Naczelnik tłumaczy, że wszystkie prace w mieście prowadzone są zawsze logicznie i po kolei. - No cóż, raz zdarzyło się odwrotnie. Zapewniam jednak, że koszt ułożenia tej kostki będzie niewielki. Gorzej byłoby, gdybyśmy asfalt zrywali. Na pewno nie ucierpią na tym podatnicy - zapewnia Herman. Dlaczego nikt nie zabezpieczył zerwanej kostki? - Mamy podwykonawcę. To już jest jego sprawa. My za dodatkową kostkę nie zapłacimy ani grosza - mówią urzędnicy. (...) Gazeta Wyborcza, Anna Malinowska 2007.08.13
Do góry
Słynny architekt stworzył wieże dla Katowic
Superwieżowce powstaną przy Silesia City Center. Tak nowoczesnych jeszcze w regionie nie było!
Dawna katowicka kopalnia Gottwald zmienia się nie do poznania. Przed dwoma laty na jej terenie swoje podwoje otwarło największe centrum handlowo-usługowe na Śląsku - Silesia City Center. Już wtedy inwestor, węgierski deweloper TriGranit, zapowiadał stworzenie w dzielnicy Dąb nowego miejsca na mapie miasta.
Od kilku miesięcy trwa realizacja drugiego etapu inwestycji. Las żurawi dźwigów zaznacza miejsce budowy dużego osiedla mieszkaniowego Dębowe Tarasy, które powstaje naprzeciw galerii handlowej. Za kilka miesięcy ruszy trzeci etap inwestycji - tuż przy ulicy Chorzowskiej powstaną nowoczesne budynki biurowe. Silesia Office Towers, bo tak je nazwano, będą górować nad miastem. Ich wysokie sylwetki utworzą bramę do centrum Katowic od strony zachodniej.
Projekt biurowców powstaje w prestiżowej Autorskiej Pracowni Architektury Kuryłowicz & Associates. (...) Dla Katowic Kuryłowicz zaprojektował dwie wieże. Różnią się wysokością i kolorem. 34-kondygnacyjna będzie miała 125 m wysokości i przewyższy dotychczasowego rekordzistę, czyli Altusa. Niższa będzie liczyła 15 kondygnacji i będzie miała 55 metrów wysokości. Bryły stonowanymi barwami odróżnią się od pstrokatego centrum handlowego. Wyższą szklaną wieżę pokryje raster czarnej kratownicy, natomiast biała siatka skryje niższą bryłę.
- Planujemy do końca października złożyć wniosek na budowę, tak by prace budowlane mogły ruszyć jeszcze w tym roku. W przyszłym tygodniu rozpocznie się proces komercjalizacji obiektów. Od zainteresowania przyszłych najemców zależy, czy wybudujemy od razu obie wieże, czy inwestycje przeprowadzimy etapami - mówi Janusz Olesiński, dyrektor ds. kontaktów i pozwoleń TriGranit. Być może do połowy 2009 roku powstanie tylko jedna, wyższa wieża. W obu budynkach ma być łącznie 60 tys. m kw., jednak analitycy podkreślają, że w Katowicach brakuje nawet dwa razy więcej powierzchni biurowej. (...)
Wieże staną na miejscu Pracowniczych Ogródków Działkowych Dębianka, od galerii handlowej oddziela je wjazd na teren SCC. Między dwoma bryłami biurowców powstanie reprezentacyjny plac, a z pozostałymi terenami centrum połączą je zielone aleje. Tomasz Malkowski 2007.08.12, ostatnia aktualizacja 2007.08.13 08:31
Do góry
Wojna o parking w centrum Katowic
Kolejna prywatna firma chce wybudować biurowiec na parkingu przy ul. Młyńskiej. Tymczasem prezydent Katowic Piotr Uszok uważa, że miasto zostało oszukane i chce odzyskać działkę.
Obskurny parking tuż przy Urzędzie Miejskim. To jedno z niewielu miejsc w ścisłym centrum Katowic, które nadaje się na budowę biurowca. Taka inwestycja jest zresztą zapowiadana od lat. Jednak wyjątkowo cenna działka wciąż stoi pusta.
Gdy kilka lat temu zbankrutował pierwszy inwestor, ziemię kupiła spółka W.Beutin Polska i ogłosiła, że postawi tu biurowiec z parkingami, sklepami i restauracją. Firma postanowiła ją jednak najpierw odsprzedać za milion dolarów innej spółce, by to ona zajęła się budową. To zaniepokoiło miejskich urzędników, którzy zaczęli wątpić, czy na Młyńskiej naprawdę powstanie biurowiec. W tej sytuacji miasto postanowiło skorzystać z prawa pierwokupu działki. - Nie mieliśmy gwarancji, że szybko coś powstanie w tym miejscu. Dlatego chcemy skorzystać ze swojego prawa - mówił nam wtedy Waldemar Bojarun, rzecznik katowickiego magistratu. Do transakcji jednak nie doszło. Wolf Beutin oświadczył za to, że wycofuje się z interesów na Śląsku. Już wcześniej jego spółka sprzedała działkę zupełnie innej firmie, z pominięciem miasta.
Nowym użytkownikiem parkingu 19 czerwca została istniejąca od niedawna Grupa Menedżerska. Jednym z jej udziałowców i członkiem rady nadzorczej jest były prokurent W.Beutina Bartosz Sadowski, a prezesem Piotr Ciepał, były dyrektor zarządzający w jednym z wielkopolskich przedsiębiorstw związanym z rodziną Beutina. (...)
Ciepał chce, by miasto przeniosło na Grupę warunki zabudowy, które już w 2006 roku magistrat wydał dla poprzedniego właściciela parkingu. Bez tego nie może ruszyć inwestycja. Od połowy lipca chce się spotkać z prezydentem Katowic, by opowiedzieć mu o swoich planach. Do dziś nie dostał oficjalnej odpowiedzi, czy do tego dojdzie.
Uszok unika odpowiedzi, czy magistrat zgodzi się na budowę. Twierdzi, że miasto nadal ma prawo pierwokupu działki. Ciepał zaprzecza: - Ta działka jest już zabudowana, to decyduje o tym, że miasto kupić jej nie mogło - mówi. Na parkingu stoi bowiem... budka dla stróżów, jest on też w części pokryta asfaltem.
Uszok nie ukrywa zdenerwowania: - To, że stoi tam jakiś kiosk o niczym nie świadczy! Ktoś nagle uznał, że to zabudowana działka. Nasi prawnicy analizują teraz transakcję z czerwca. Nie wykluczam, że złożymy zawiadomienie do prokuratury - mówi prezydent.
O spotkaniu z Ciepałem nie chce na razie słyszeć. - Może się spotkam, może nie. Zastosowano prawniczy wybieg, by miasto nie mogło odzyskać tej działki. Oszukano mnie. Teraz zrobię wszystko, by odzyskać ziemię - zapowiada Uszok. (...) Gazeta Wyborcza, Przemysław Jedlecki 2007.08.09
Do góry
Czeski przepis na sukces
W poniedziałek napisaliśmy o pomyśle radnych, żeby stworzyć w Katowicach dzielnicę rozrywki na wzór ostrawskiej Stodolni. Dzisiaj wszyscy mogą przeczytać w Echu Miasta, co radzi Urząd Miasta w Ostrawie.
Przypomnijmy: dwaj młodzi radni z Katowic, Michał Jędrzejek i Jakub Łukasiewicz, chcą ożywić Katowice nocą. W tym celu napisali do burmistrza Ostrawy, żeby zdradził im, jak w czeskim mieście powstała ulica Stodolni: 68 klubów, restauracji i barów w jednym miejscu, tętniącym życiem przez całą dobę. Zanim jeszcze pismo radnych dotarło do Ostrawy, nam udało się znaleźć odpowiedź. Skontaktowaliśmy się najpierw ze Stodolni.cz W ten sposób dowiedzieliśmy się, że Stodolni to inicjatywa prywatna. Zaczęło się od jednego klubu, a później powstawały kolejne. (...)
Niskie czynsze i komunikacja
Wkrótce odpowiedział też Urząd Miasta w Ostrawie. Do informacji Stodolni.pl dodał tyle, że władze miasta mają problemy z upilnowaniem porządku w tym miejscu, z hałasem i większą przestępczością. Przeszkadza też zbyt duża koncentracja ludzi na niewielkim terenie.
Zapytaliśmy, władze Ostrawy o pomyśle Katowic na skopiowanie Stodolni (...).
- Można spróbować, ale należy postępować według paru zasad - mówi Andrea Vojkowska, rzeczniczka magistratu w Ostrawie. - Wytypować teren, który byłby w dostępnym miejscu, ale w niezamieszkanej części miasta. Miasto może wpłynąć na koncentrację klubów i barów, jeśli nie będzie na początku żądać opłat, chodzi o minimalny czynsz w domach, należących do miasta, za swoje pieniądze wybuduje potrzebną infrastrukturę, np. oświetlenie, i zadba o komunikację.
Można na Mariackiej
Przekazaliśmy te wiadomości katowickim urzędnikom. - Nie mamy problemu z pozyskaniem najemcy na gastronomię, ale z akceptacją społeczną klubów w danym miejscu. Tych rozwiązań poszukujemy w Ostrawie - komentuje Waldemar Bojarun, rzecznik katowickiego magistratu.
Inny problem: niewiele kamienic w centrum należy do miasta. - W kwartale między Jagiellońską i Wojewódzką jest kilka, podobnie na Dworcowej, gdzie większość należy do PKP - mówi Bojarun. Co innego Mariacka. - Tu takich kamienic jest więcej, można by przekwalifikować lokale np. na działalność gastronomiczną. To samo dotyczy Stanisława, Mielęckiego czy parkingu na tyłach Mariackiej, przy torach - dodaje Bojarun. Echo Miasta, Wioleta Niziołek, 2007.08.08
Do góry
Katowice zasłonięte olbrzymimi reklamami
Kamienica przykryta potężną płachtą z reklamą to już norma w centrum miasta. Ich właściciele najczęściej robią to dla zysku, a nie, żeby ukryć remontowaną fasadę.
Idąc od dworca kolejowego do ulicy Mickiewicza, zamiast elewacji kamieniczek widzi się głównie olbrzymie płachty z reklamami znanych firm. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda na remont. Kiedy się jednak podejdzie bliżej, widać, że rusztowania przymocowano do elewacji budynków tylko na potrzeby wiszącej reklamy. W jednej z kamienic przy ul. Stawowej rusztowania stoją wprawdzie na chodniku, ale od dawna nikt nie widział na nich robotników. - Reklama zasłania nam okna, po rusztowaniach w nocy chodzą jacyś ludzie, pukają do okien. To nie tylko nieprzyjemne, ale niebezpiecznie - denerwuje się jedna z lokatorek.
Właścicielka kamienicy jest nieuchwytna. Lokatorzy nie mają z nią kontaktu, bo nie ma telefonu stacjonarnego, a numeru komórki nikomu nie podała. W domu też trudno ją zastać.
W kamienicy przy pl. Szewczyka są głównie biura. - Nam reklama nie przeszkadza. Obraz przez okno jest tylko troszkę przyciemniony - mówią pracownicy biura nieruchomości.
Remigiusz Biela, zarządca sądowy kamienicy, tłumaczy, że reklamą na elewacji chce zarobić na remont. - Chcę przywrócić elewację do dawnej świetności. Ładna i odremontowana na pewno nie będzie zasłonięta reklamą. Tak zresztą powinien zrobić każdy właściciel, jeśli nie stać go na renowację - mówi Biela.
Okazuje się jednak, że nie ma żadnych przepisów, które zabraniałyby kamienicznikom zasłaniać domy reklamami dla zysku. Przed zawieszeniem reklamy wystarczy zgłosić to w magistracie, przedstawić szkic reklamy, sposób jej zamocowania i oświadczenie potwierdzające, że się jest właścicielem budynku. Urzędnicy nie muszą wydawać na to pozwolenia i sprawdzać treści reklamy. Mogą odrzucić wniosek tylko wtedy, gdy dokumentacja jest niekompletna. Tylko w przypadku kamienic wciągniętych do rejestru zabytków trzeba mieć zgodę miejskiego konserwatora.
- Możemy tylko rozmawiać z właścicielem i perswadować. Boimy się zalewu takich reklam w centrum miasta - mówi Bożena Górka z katowickiego magistratu. Urzędnicy podkreślają jednak, że sytuacja nie jest patowa. Ma ją zmienić przygotowywany planu zagospodarowania przestrzennego śródmieścia. Wtedy w centrum zostaną wyznaczone miejsca na reklamy.
Kamienice otulone reklamami to wyłącznie problem Katowic. - W centrum Bielska-Białej nie ma reklam na elewacjach. Chyba że trwa remont i na siatce zabezpieczającej wisi wizytówka firmy, która go wykonuje - mówi Józef Paluch, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. (...) Gazeta Wyborcza, Anna Malinowska 2007.08.07
Do góry
Zator po burzy
Woda zalała przejazdy, wiatr połamał drzewa Połamane drzewa, podtopione ulice i piwnice domów, utrudnienia w komunikacji - to bilans nawałnicy, jaka przeszła wczoraj przez Górny Śląsk. W całym województwie zastępy straży pożarnej musiały interweniować ponad 20 razy. Szkody były jednak niewielkie.
Na największe niedogodności narażeni byli podróżni. Pociągi na trasie z Katowic do Zwardonia, Zebrzydowic i Wisły miały kilkudziesięciominutowe opóźnienia, ponieważ w kobiórskich lasach około godz. 17.40 połamane przez burzę drzewa zwaliły się prosto na sieć trakcyjną.
Sześć składów pasażerskich zostało skierowanych okrężną drogą przez Oświęcim lub Rybnik. (...) Trudno było się poruszać również samochodem, zwłaszcza po Katowicach. Nowy tunel pod Rondem co prawda uniknął zalania, ale zator zrobił się kilkaset metrów dalej, w rejonie skrzyżowania Alei Roździeńskiego z ulicą Nowograniczną. Podtopiona została jezdnia na całej szerokości paraliżując ruch w kierunku Sosnowca, a przy okazji blokując wyjazd z centrum miasta aż od ulicy Sokolskiej. Na przejazd przez Rondo trzeba było czekać nawet godzinę. Dziennik Zachodni, azg 2007.08.08
Do góry
Jest szansa na dom dla wyrzuconego psa
Są chętni na przygarnięcie psa, prawdopodobnie wyrzuconego z okna kamienicy przy katowickim placu Andrzeja.
Psa znaleziono dwa tygodnie temu na placu Andrzeja. Był w opłakanym stanie: wychudzony, brudny, nie mógł podnieść się o własnych siłach. Część gapiów mówiła, że widzieli, jak wypada z okna mieszkania na drugim piętrze. Ktoś zadzwonił po straż miejską. Ludzie zaprowadzili funkcjonariuszy do mieszkania właściciela kundelka. Nikt im jednak nie otworzył.
Kundelka przewieziono do jednej z katowickich klinik weterynaryjnych. Miał połamane kości, był wyziębiony i kompletnie odwodniony. O sprawie powiadomiono Fundację for Animals. - Zabrałam pieska na razie do swojego domu. Sprawą zajmuje się policja, a my staramy się znaleźć psu nowy domu - mówi Aneta Motak, jedna z wolontariuszek Fundacji.
Kiedy opisaliśmy tę historię, okazało się, że ludzi dobrego serca nie brakuje. Motak odebrała mnóstwo telefonów osób, które chciałyby wziąć do siebie czworonoga.
Po naszej publikacji na policję zgłosili się też właściciele zwierzęcia. Okazało się wtedy, że ma na imię Bakuś. Właściciele co chwilę zmieniali zeznania: raz tłumaczyli, że pies nie wypadł przez okno, tylko potrącił go samochód, raz, że to był nieszczęśliwy wypadek i Bakuś ześlizgnął się ze swojego ulubionego miejsca na parapecie. Nie potrafili jednak wytłumaczyć, dlaczego pies był wychudzony i odwodniony.
Zapowiedzieli, że chcą odebrać Bakusia. Fundacja nie chce o tym jednak słyszeć. - Bez względu na to, czy zwierzę wypadło z okna, ktoś je wypchnął czy potrącił je samochód, pies był w tak opłakany stanie, że nigdy nie powinien już wrócić do tych ludzi. Sam fakt, że pies wałęsał się bezpańsko w centrum miasta, może już być podstawą do odebrania go, a co dopiero jego stan zdrowia! - denerwuje się Motak. (...) Gazeta Wyborcza, am 2007.08.06
Do góry
Katowickie przedszkola nie dla Sosnowca?
Sześcioletni Marcel Łakomy nie został zapisany do przedszkola w Katowicach, bo... wcześniej mieszkał w Sosnowcu. Dyrektorka tłumaczy, że w pierwszej kolejności musi zadbać o interesy małych katowiczan. Robi to jednak niezgodnie z przepisami.
W Katowicach działa ponad 80 przedszkoli. Na czas wakacji miasto wyznacza placówki, które dyżurują w lipcu lub sierpniu. Magdalena Mart-Łakomy jeszcze przed wakacjami wraz z rodziną przeprowadziła się z Sosnowca do Katowic. Załatwiła wszystkie formalności związane z zameldowaniem. - Nie wiedzieliśmy z mężem, kiedy wziąć urlop. Planowaliśmy wstępnie tydzień w lipcu i tydzień w sierpniu. Postanowiliśmy jednak zapisać syna do przedszkola na obydwa miesiące - mówi mama Marcela.
W lipcu dyżurowało przedszkole w Kostuchnie. Sześciolatek bez problemu został tam zapisany. Problem pojawił się w sierpniu, kiedy trzeba było zmienić placówkę. - Dowiedziałam się, że dyżuruje przedszkole w Giszowcu. Pojechałam tam zapisać syna i zostałam odprawiona z kwitkiem. Powiedziano mi, że choć na 40 miejsc mają na razie tylko 20 dzieci, to Marcel nie zostanie przyjęty, bo wcześniej mieszkał w Sosnowcu! Pracuję w Mysłowicach i w końcu tam znalazłam przedszkole, w którym miejsce zamieszkania mojego dziecka nie miało znaczenia - denerwuje się Mart-Łakomy.
Hanna Chmielewska, dyrektorka przedszkola w Giszowcu: - Mama chłopca powinna na czas wakacyjnych dyżurów zawozić dziecko do Sosnowca, bo tam wcześniej chodziło. U nas pierwszeństwo mają katowickie dzieci i na nie czekamy.
Dla pani dyrektor nie ma znaczenia, gdzie dziecko jest zameldowane. - Najpierw przyjmujemy dzieci, które kontynuują zajęcia. Wszystkie inne, z Bytomia, Czeladzi, Chorzowa czy Sosnowca mają pierwszeństwo w swoich miastach, gdzie zaczęły chodzić do przedszkola - mówi Chmielewska.
Urzędnicy w katowickim magistracie są zaskoczeni postępowaniem dyrektorki. - O przyjęciu dzieci decyduje wyłącznie liczba miejsc. Nawet jeśli jest komplet, przygotowywana jest lista rezerwowa. Decyzja dyrektorki była nielogiczna i zupełnie bezpodstawna. Wyjaśnię tę sprawę - obiecuje Mieczysław Żyrek, naczelnik wydziału edukacji. (...) Gazeta Wyborcza, Anna Malinowska 2007.08.06, Wszystkie dzieci nasze, byle były z Katowic
Do góry
Na dworcu PKP może być czysto!
Niemożliwe stało się możliwe! Z katowickiego dworca w mgnieniu oka znikał w czwartek brud i smród. Po naszych tekstach specjalistyczna firma sprzątająca postanowiła udowodnić, że na dworcu może być czysto.
Od kilku tygodni piszemy o brudzie i smrodzie na katowickim dworcu. Kolej bezradnie rozkłada ręce, firma czyszcząca nie ma sobie nic do zarzucenia, a sanepid tłumaczy, że może jedynie wlepić mandat. W walce z dworcowym brudem nie radzą sobie też władze Katowic. - Dworzec trzeba wyburzyć i postawić nowy. Tylko wtedy będzie czysto - mówią urzędnicy.
Marne to tłumaczenia. Postanowiliśmy znaleźć specjalistę, który zmierzy się z brudem na dworcu. I udało się! IWaGO, część międzynarodowego holdingu Indutec, była jedną z firm, która zadzwoniła do redakcji Gazety. Z naszych tekstów dowiedziała się o problemach katowickiego dworca i postanowiła je rozwiązać. - Wyczyściliśmy wieżę Eiffla i Akropol, więc dlaczego nie katowicki dworzec. Radzimy sobie ze wszystkim, co jest zabrudzone - przechwalał się Joachim Duda, prezes firmy.
Zarządcy dworca niczym w pokerowej rozgrywce powiedzieli sprawdzam i zaprosili odważnego czyściciela na próbne sprzątanie. W czwartek dworzec zamienił się w poligon doświadczalny. Wrogiem był wszelkiej maści brud, który zadomowił się tu w najlepsze. Orężem - maszyny czyszczące, preparaty chemiczne, ale też zwykłe szczotki, zdrapki i szmaty.
Na początek silne uderzenie. Specjaliści z IWaGo zaatakowali suchym lodem. To drobinki zamrożonego dwutlenku węgla, które rozpędzone do zawrotnej prędkości wbijają się w zabrudzenia, potem zamieniają się w gaz, który gwałtownie rozprężając się, wywołuje mikroeksplozje i odrywa drobiny zanieczyszczeń. Już po chwili poradziły sobie z graffiti, naklejkami i wdeptanymi w ziemię gumami do żucia. Suchy lód wygrywa w cuglach. (...)
- Płyty wyglądają rewelacyjnie - nie kryje zachwytu Idalia Dymek, zarządca katowickiego dworca. Podobnie jest ze ścianami i posadzkami. Wyczyszczone miejsca wyraźnie odróżniają się od reszty. - Płyn czyszczący dobieramy w zależności od powierzchni i rodzaju zabrudzenia. Mamy kilkaset rodzajów preparatów. Ale na pierwszy rzut oka widać, że dworzec po prostu nie jest regularnie czyszczony. Tu trzeba sprzątać na okrągło, jak w supermarketach. I nie wystarczy tylko miotła i wiadro wody - mówi Piotr Zmitrowicz, specjalista z IWaGO, który w jednym z zakamarków rozprawia się z kilkucentymetrową warstwą brudu.
Na dworcu są miejsca, w których wystarczą tradycyjne szczotki i szmaty. Przykład: zapaćkane drzwi do dolnego holu po kilku minutach mycia są nie do poznania.
Wielkim porządkom przyglądają się taksówkarze. - Wygląda elegancko, ale za dwa tygodnie znowu będzie tak samo - macha z rezygnacją jeden z nich.
- Robimy, co możemy, ale mamy tylko jedenastu pracowników. Poza tym czyścimy zgodnie z harmonogramem wyznaczonym przez zarządcę dworca, to za rzadko przy ilości ludzi korzystających z dworca - broni się Woźniak.
Marek Sieczkowski z biura marketingu PKP przyznaje, że firma sprzątająca katowicki dworzec była już kilkakrotnie karana za niewywiązywanie się z umowy. - Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że to bardzo trudny teren. Katowice mają jeden z największych przepływów pasażerów w kraju. Dworzec ma masę zakamarków, w których mieszkają bezdomni. Od września wynajmiemy nową firmę ochroniarską. Liczymy, że będzie skutecznie pilnowała porządku - mówi Sieczkowski - Oczywiście, bardzo poważnie przyjrzymy się efektom próbnego czyszczenia katowickiej stacji. Wszystko zależy od oferty cenowej IWaGO. Nie wydamy dużych pieniędzy na wyczyszczenie obiektu, który i tak w najbliższych latach będzie przebudowany - dodaje.
- Myślę, że koszty będą dla kolei bardzo konkurencyjne - zapewnia prezes Duda.
Czwartkowe porządki obserwowała Bożena Jastrzębska z Oddziału Dworce Kolejowe w Warszawie. Instytucja zarządza 72 największymi dworcami kolejowymi w kraju. - Jeśli metody się sprawdzą, spróbujemy zastosować je w całym kraju - zapowiedziała przed pokazem Jastrzębska. Gazeta Wyborcza, Jacek Madeja 2007.08.02, Na katowickim dworcu PKP może być czysto!
Do góry
Nowy dyrektor katowickiego teatru
Tadeusz Bradecki przyjął wczoraj z rąk Janusza Moszyńskiego, marszałka województwa śląskiego nominację na dyrektora artystycznego Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach.
Bradecki urodził się 52 lata temu w Zabrzu, jest absolwentem wydziałów: aktorskiego i reżyserii dramatu krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. To także wieloletni aktor, dyrektor i reżyser Starego Teatru w Krakowie. Kino, z kolei pamięta Bradeckiego z filmów Krzysztofa Kieślowskiego, Krzysztofa Zanussiego, czy Tadeusza Konwickiego. (...) Dziennik Zachodni, katp 2007.08.02, Nowy dyrektor Wyspiańskiego
Do góry
Wybór cytatów © Portal.Katowice.pl

Wstecz - Start - Do góry

Redakcja - Regulamin - Współpraca - Reklama - Strony WWW              © Copyright by GST 05-12