,
 PORTAL  >  PRZEGLĄD NAJWAŻNIEJSZYCH AKTUALNOŚCI  >  CZERWIEC 2007
Nowe nazwy ulic - nadal bez Ślązaków...
Jerzego Dudy-Gracza, bł. Edmunda Bojanowskiego i ks. Alojzego Lazara - takie nazwy nowych ulic uchwalili na poniedziałkowej sesji radni. Ponadto w Katowicach będziemy mieli Rondo Kazimierza Zenktelera, Rondo Sybiraków oraz plac Filipa Limańskiego.
Zmarły przed niespełna trzema laty Jerzy Duda-Gracz będzie patronem ulicy, która łączy ul. Roździeńskiego z ul. 1 Maja. Do tej pory nazywana była Nowograniczną. Ulica bł. Edmunda Bojanowskiego to droga wewnętrzna w rejonie ul. Panewnickiej i ul. Zamiejskiej. Edmund Bojanowski był polskim zakonnikiem, założycielem Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP.
Rondem Kazimierza Zenktelera będzie się teraz nazywać plac u zbiegu ul. gen. Józefa Longina Sowińskiego i ul. Granicznej. Kazimierz Zenkteler był powstańcem wielkopolskim i śląskim. Od 3 czerwca 1921 roku objął dowództwo sił powstańczych na Górnym Śląsku.
Poległy w III Powstaniu Śląskim w 1921 roku w walkach pod Górą św. Anny Filip Limański został patronem placu przy ul. gen. Zygmunta Waltera i ul. Szewskiej.
Imieniem ks. Alojzego Lazara, który przeszedł do historii jako wybitny działacz w walce o polskość Śląska w okresie plebiscytu i III Powstania Śląskiego, została nazwana wewnętrzna droga boczna do ul. Kaskady. (...) Dziennik Zachodni, greg 2007.06.29
Do góry
Następne odszkodowania za katastrofe na MTK
Skończyły się kolejne procesy w sprawie odszkodowań i zadośćuczynień od Międzynarodowych Targów Katowickich, na terenie których 28 stycznia 2006 r. doszło do katastrofy. Pod zawalonym dachem hali wystawienniczej zginęło 65 osób, a 140 zostało rannych. W żadnej ze spraw sędziowie nie odrzucili roszczeń poszkodowanych i rodzin ofiar.
Pierwszy prawomocnie zakończony proces to sprawa Urszuli F. W pierwszej instancji zasądzono jej 24 tys. zł. Tę decyzję utrzymał także sąd II instancji. Kobieta uciekała przed spadającymi elementami walącego się dachu. Nie zdążyła. Przygniotły ją metalowe części. Wyczołgała się o własnych siłach. Trafiła do szpitala. Miała złamany nos, ramię, urazy twarzy, potłuczone całe ciało.
Radosław L. stracił żonę. Sąd Okręgowy w Katowicach uznał, że MTK powinno mu wypłacić 56 tys. zł. Po 150 tys. przyznano jego córkom: Marcie i Mariannie. Z kolei Łucja Ł. ma od MTK otrzymać 20 tys. zł. Zuzanna i Halina M. po 75 tys., a Andżelika M. - 100 tys. zł. MTK ma prawo odwołać się od tych dwóch wyroków.
- Przed sądami okręgowym i rejonowym w Katowicach toczy się nadal kilkadziesiąt procesów. W wielu z nich występuje po kilku poszkodowanych. O odszkodowanie lub zadośćuczynienie występują całe rodziny ofiar - mówi sędzia Krzysztof Zawała, rzecznik Sądu Okręgowego w Katowicach.
Wczoraj rozpoczął się proces Zbigniewa Królikowskiego z Chorzowa. Reprezentuje go stowarzyszenie Wokanda z Katowic. Ocalił go klient, który tuż przed zawaleniem się hali kupił od niego ptaka. - Gdyby nie to, byłbym dokładnie w tym miejscu, które najbardziej ucierpiało - wspomina. Cały czas przebywa na rencie. - Domagam się od MTK 100 tys. zł - mówi pan Zbyszek. Dziennik Zachodni, amc 2007.06.28, Następne odszkodowania dla ofiar katastrofy na terenie MTK
Do góry
Podróż pociągiem na lotnisko w Pyrzowicach
PKP Polskie Linie Kolejowe zastanawiają się nad przedłużeniem Centralnej Magistrali Kolejowej do Katowic. Dzięki temu stolica województwa miałaby bezpośrednie połączenie z lotniskiem w Pyrzowicach.
Kolej zapowiada gigantyczną modernizację linii w miastach, gdzie odbędą się mecze Euro 2012. Chce wydać na ten cel aż 20 mld zł. Choć szansa na to, że mecze rozgrywane będą również na Stadionie Śląskim w Chorzowie, wciąż jest niewielka, nasz region może sporo zyskać na kolejowym boomie.
Okazało się bowiem, że przy okazji przygotowań do mistrzostw PKP Polskie Linie Kolejowe zastanawiają się nad przedłużeniem Centralnej Magistrali Kolejowej do Katowic. Dziś ta najsłynniejsza linia kolejowa w Polsce zaczyna się w Grodzisku Mazowieckiem, a kończy w Zawierciu.
Tymczasem Puls Biznesu napisał, że kolejarze chcą skierować ją z Zawiercia do Pyrzowic i dalej wzdłuż autostrady A1, a potem koło Piekar, przez Bytom, Chorzów do Katowic. W ten sposób kolej chce upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Zdaniem Krzysztofa Celińskiego, prezesa PKP PLK, Katowice zyskałyby bezpośrednie połączenie z lotniskiem w Pyrzowicach, a pociągi z Warszawy nie musiałyby zwalniać za Zawierciem. (...)
PKP PLK nie ujawniają kosztów inwestycji, ale wiadomo, że będą ogromne. W pobliżu lotniska w Pyrzowicach istnieje co prawa prawie nieużywana linia kolejowa, ale nie wiadomo, czy można by ją przystosować na potrzeby Centralnej Magistrali Kolejowej. Pociągi mają tu mknąć ponad 200 km/godz., więc w grę wchodzi raczej budowa całkiem nowych torów.
- Przedłużenie CMK oznaczałoby prawdziwą rewolucję dla lotniska w Pyrzowicach, które stałoby się prawdziwym partnerem dla Okęcia. Podróż pomiędzy tymi dwoma portami trwałaby niewiele ponad dwie godziny - dodaje dyrektor Stumpf.
Przestrzega, by nie mylić planów przedłużenia CMK do Katowic (z tego połączenia mogliby korzystać tylko pasażerowie jadący do Warszawy albo wracający ze stolicy) z projektem połączenia miast aglomeracji z lotniskiem. Urząd Marszałkowski rozpatrywał sześć wariantów trasy, która ma powstać w ciągu najbliższych czterech lat. Ostatecznie zdecydowano, że pociąg będzie korzystał z istniejących już torów z Katowic, przez Chorzów, do granic Bytomia. Dopiero tam planuje się budowę całkiem nowego 20-kilometrowego odcinka do Pyrzowic. Połączenie miast aglomeracji z lotniskiem ma kosztować do 200 do 300 mln euro. Gazeta Wyborcza, Tomasz Głogowski 2007.06.26
Do góry
Nowa siedziba katowickiego NIK-u jak obora
Niedaleko gmachu Urzędu Wojewódzkiego stanął nowy budynek katowickiej delegatury Najwyższej Izby Kontroli. Wśród kamienic i monumentalnych urzędów powstał przysadzisty obiekt pasujący raczej do zabudowań wiejskich niż do centrum metropolii.
Najwyższa Izba Kontroli funkcjonuje w Katowicach od początku lat 90. i zajmowała niewielką przedwojenną willę na rogu ul. Powstańców i Lompy. Wraz z nowym podziałem administracyjnym delegaturze przypadł znacznie większy obszar do kontroli, wzrosła też liczba pracowników.
- W starym obiekcie w jednym pokoju było ustawionych nawet 12 biurek. W takich warunkach trudno było pracować i przyjmować kontrolowanych. Poszukiwanie nowych pomieszczeń stało się koniecznością - mówi Wojciech Matecki, dyrektor katowickiej delegatury NIK-u.
Szczęśliwie obok starej willi stała stuletnia wozownia, która była w całkowitej ruinie. Mimo że obiekt był wpisany do rejestru zabytków, instytucji udało się pozyskać działkę pod rozbudowę swojej siedziby. Ze względu na fatalny stan wozowni wojewódzki konserwator zabytków zezwolił na jej wyburzenie. Stare mury zrównano z ziemią w grudniu 2005 roku, pół roku później ruszyła budowa.
Wczoraj do użytku oddano budynek biurowy, który stanął wzdłuż ul. Lompy. Na 900 m kw. wygodnie rozlokuje się 70 kontrolerów katowickiej delegatury NIK-u. Drugie tyle powierzchni zajmuje garaż na ponad 30 samochodów. To na jego stropie osadzono metaliczny budynek.
Architektom z przedsiębiorstwa budowlanego Robud z Gliwic zależało na dopasowaniu nowego budynku do willi. Mają podobne mansardowe dachy pokryte blachą cynkową. Widać starania autorów, by zgrzyt starego z nowym był najmniejszy. Nowy obiekt jest o piętro wyższy, jednak nie dominuje nad willą. Blacha spływa z dachu aż na ściany pierwszego pietra. Otynkowany parter koresponduje z takim samym w willi.
Jednak patrząc na nowy biurowiec w kontekście szerszego otoczenia, te pozytywne wrażenia znikają. Architekci, dostosowując się do willi, zbagatelizowali całe sąsiedztwo, w którym dominuje gęsta zabudowa śródmiejska, w tym kamienice z okresu międzywojennego. Ten sam narożnik ulic zajmuje po drugiej stronie monumentalny gmach dawnego Syndykatu Polskich Hut Żelaza autorstwa Tadeusza Michejdy. Klasycyzujący dostojny budynek wydaje się przeciwieństwem biurowca NIK-u, który jest znacznie niższy, schowany w głąb działki. Rozbudowa nie utworzyła zwartej pierzei. Obite blachą elewacje oraz złe proporcje budynku spowodowały, że wydaje się on przysadzisty. Przypomina oborę rodem z amerykańskiej fermy, która ma się nijak do centrum Katowic.
Nowy obiekt ratują trochę współczesne gadżety, przeprucie przez całą szerokość budynku, gdzie za dużym przeszkleniem kryje się klatka schodowa.
Na parterze pojawiła się duża sala konferencyjna, która będzie wykorzystana na szkolenia. Słupy podcienia, mimo że podtrzymują tylko piętro i poddasze, mają taką grubość i są tak gęsto ustawione, jakby spoczywał na nich co najmniej wieżowiec. Budynek jest ucięty na obu ścianach szczytowych. Od strony willi nie wygląda to najlepiej, bo ta w prześwicie ma okna i wykusze, podczas gdy biurowiec tylko wielką ścianę i wyrzutnie wentylacji z garażu podziemnego. Starą willę łączy z nową częścią podziemny korytarz. (...) Gazeta Wyborcza, Tomasz Malkowski 2007.06.25
Do góry
Antykwariat w internecie
Miejska Biblioteka Publiczna w Katowicach postanowiła sprzedawać wycofywane ze zbiorów książki w internecie. Od kilku dni na stronie MBP działa antykwariat.
- Pewne książki nie są nam już potrzebne i wycofujemy je z naszych zbiorów - mówi Jagoda Kryniewicz, dyrektor MBP w Katowicach. - Do tej pory sprzedawaliśmy je na makulaturę. Pomyśleliśmy jednak, że przynajmniej niektóre pozycje mogą się jeszcze komuś przydać. Dlatego można je u nas kupić za kilka złotych.
Inspiracją do uruchomienia antykwariatu był serwis aukcyjny Allegro.pl, na nim jest m.in. dział antykwaryczny. - Ludzie mają różne pasje. Niektórzy poszukują czasami bardzo nietypowej literatury - mówi Kryniewicz.
Pełna lista książek wystawionych na sprzedaż znajduje się na stronie www.mbp.katowice.pl/antykwariat. Przy każdej pozycji jest podana jej cena. (...) Dziennik Zachodni, greg 2007.06.23
Do góry
Biedni opuszczą śródmieście Katowic?
Władze Katowic chcą wyremontować domy komunalne w centrum miasta. Mają nadzieję, że ich najubożsi lokatorzy się wyprowadzą i dzięki temu poprawi się wizerunek śródmieścia.
Dziś wizerunek Katowic nie jest najlepszy m.in. za sprawą obskurnych kamienic. Szpecą okolicę nawet te przy głównych ulicach, bo od dawna nie były remontowane. Co bogatsi lokatorzy dawno się już stąd wyprowadzili, a zostali głównie najbiedniejsi, bo z powodu niskiego standardu czynsz nie jest tu wysoki. Miasto chce, by to się zmieniło.
W śródmieściu nie będzie już mieszkań socjalnych. Dziś otrzymują je rodziny, w których dochód na osobę nie przekracza 300 zł miesięcznie. Mieszkań socjalnych nie będzie się przydzielać w okolicy Rynku i ul. 3 Maja (patrz mapka), ale również w okolicy ul. Mariackiej i w kwartale ulic Pawła, Wodnej, Górniczej. Część należących do magistratu kamienic w tych okolicach zostanie wyburzona, a pozostałe zostaną wyremontowane. Co się stanie z ich dotychczasowymi lokatorami? - Przymusowych wysiedleń nie będzie - zapewnia wiceprezydent Krystyna Siejna i wyjaśnia, że po remoncie czynsz w śródmiejskich kamienicach wzrośnie. Lokatorzy, których nie będzie na niego stać, będą musieli poszukać sobie tańszych mieszkań gdzie indziej.
Jak? - Na przykład zamienić się z bogatszymi lokatorami mieszkań na obrzeżach miasta.
- Jakość mieszkań w centrum powinna być wysoka i powinny mieszkać w nich te osoby, które takiego standardu oczekują - twierdzi Siejna. Deklaruje jednocześnie, że urząd nie zamierza przeprowadzać ubogich lokatorów tylko do jednej dzielnicy.
- Będziemy proponować różne adresy. Musimy brać np. pod uwagę to, żeby dzieci nadal miały blisko do swoich szkół - wyjaśnia Siejna. (...) Gazeta Wyborcza, Przemysław Jedlecki 2007.06.21, Katowice: niech biedni opuszczą śródmieście
Do góry
Cały świat broni katowickiego dworca PKP
Architekci i historycy sztuki nie wyobrażają sobie, że z mapy Katowic mogłoby zniknąć niezwykłe dzieło sztuki.
Burza wokół dworca kolejowego rozpętała się kilka miesięcy temu, kiedy PKP zapowiedziały, że szukają inwestora, który może nie tylko przebudować obecny budynek, ale nawet go zburzyć. To wywołało falę protestów w środowiskach architektów i historyków sztuki, bo dworzec obok Spodka uchodzi za jedno z najlepszych dzieł powojennego modernizmu. Jedną z osób, która najbardziej zaangażowała się w obronę dworca, jest dr Irma Kozina z Zakładu Historii Sztuki Uniwersytetu Śląskiego. To ona wraz z innymi pasjonatami, np. Tomaszem Studniarkiem, prezesem katowickiego Stowarzyszenia Architektów Polskich, napisała list otwarty w obronie dworca. - List napisaliśmy 8 czerwca, rozesłałam go do kilku osób, te przesłały następnym. Odzew przeszedł najśmielsze oczekiwania. W ciągu dwóch tygodni napłynęło 150 podpisów z całego świata! Wśród nich specjaliści najwyższej klasy, wybitni historycy sztuki - mówi dr Kozina. Praktycznie nie ma polskiego zakładu historii sztuki, instytucji zajmującej się ochroną zabytków, która nie podpisałaby listu. - Pragnę przyłączyć się do apelu o ratowanie budynku dworca PKP w Katowicach. To dzieło wielkiej klasy o wybitnych walorach plastycznych i konstrukcyjnych. - pisze prof. dr hab. Waldemar Baraniewski z Instytutu Historii Sztuk Uniwersytetu Warszawskiego. Krzysztof Chwalibóg, przewodniczący Polskiej Rady Architektury, dodaje: - Dworzec katowicki jest dobrem kultury współczesnej i jedynie barbarzyńca byłby w stanie zdecydować się na jego wyburzenie.
Równie mocnych słów użył dr Stanisław Lose, architekt z Politechniki Wrocławskiej, który porównuje wyburzenie dworca do zniszczenia Muzeum Śląskiego przez hitlerowców w czasie II wojny światowej. - Jest jakimś dramatem historii, że o rozum w naszych głowach muszą się dopominać architekci amerykańscy i ludzie, którzy być może nigdy na Śląsku nie byli - kończy swój list dr Lose.
- Budynki takie jak katowicki dworzec są ważnym spadkiem naszej najnowszej historii i są integralną częścią dziedzictwa kultury. Ich wyburzanie jest jednoznaczne z zaprzeczeniem historii - apeluje dr Christopher Long ze Szkoły Architektury Uniwersytetu Teksańskiego w Austin. - Zburzenie dworca będzie wielką startą, bo nikt już nie będzie w stanie odtworzyć takiej architektury, przepadnie raz na zawsze - zwraca uwagę prof. Deborah Ascher Barnstone, ze Szkoły Architektury Uniwersytetu Pullmana w stanie Waszyngton.
Nie brakuje też głosów wsparcia od naszych południowych sąsiadów, pod listem podpisali się prof. Matus Dulla z politechniki w Bratysławie oraz prof. Vladim~r Šlapeta z politechniki w Pradze.
Michał Wiśniewski, stypendysta Fulbrighta na Columbia University, pisze: - W zeszłym roku w Nowym Jorku przygotowałem prezentację o centrum Katowic w epoce PRL. Byłem zaskoczony żywą reakcją i zainteresowaniem publiczności. Najwięcej emocji budziły Spodek, Superjednostka i dworzec PKP. W Stanach i Europie Zachodniej architektura lat 60. to obecnie najbardziej interesujący historyków temat. Byłoby wielką stratą, gdyby tak jednolity układ urbanistyczny wraz z dworcem został zniszczony. (...)
Wszystkie listy wraz z podpisami mają być przekazane władzom Katowic oraz PKP. Gazeta Wyborcza, Tomasz Malkowski 2007.06.20
Do góry
Wielka koszykówka w Spodku!
Katowice będą gospodarzem rundy finałowej mistrzostw Europy w koszykówce w 2009 roku.
Oficjalną informację w tej sprawie przekazali prezydent miasta Piotr Uszok i prezes Polskiego Związku Koszykówki Roman Ludwiczuk. - Nie było w ogóle dyskusji o tym, czy chcemy organizować imprezę. To przecież wielki prestiż dla miasta - cieszył się Uszok i zapewnił, że miasto przeznaczy na ten cel 6 mln zł. Oficjalnym organizatorem turnieju będzie PZKosz, który wygrał... konkurs zorganizowany przez urząd. - Takie były wymogi formalne - wyjaśniał prezydent.
Ludwiczuk zapewniał, że dzięki organizacji mistrzostw Katowice zapewnią sobie olbrzymią promocję. - Federacja europejska zacznie reklamować turniej zaraz po zakończeniu tegorocznych mistrzostw. Przypominam, że przekaz telewizyjny z mistrzostw w 2005 r. w Belgradzie trafił aż do 119 krajów - stwierdził. (...)
W Spodku odbędzie się dwanaście decydujących spotkań turnieju. W fazie finałowej wezmą udział zespoły, które przebrną przez eliminacje (będą się one odbywały w innych polskich miastach). Uszok obiecuje, że do czasu mistrzostw katowicka hala zmieni swój wygląd. - Chciałbym, żeby Spodek z zewnątrz prezentował się trochę lepiej. Modernizacja hali rozpocznie się w przyszłym roku i będzie kosztowała 40 mln zł - zapowiedział.
Zdaniem Ludwiczuka katowicki obiekt byłby także doskonałym miejscem na przeprowadzenie mistrzostw Europy... kobiet, które Polska chce zorganizować w 2011 lub 2013 roku. Gazeta Wyborcza, mab 2007.06.19
Do góry
Nowa Bugla - realna czy bajkowa?
Największy w Europie basen do nurkowania, plaża z ogrzewanym piaskiem znad Bałtyku, termy, ekskluzywny hotel, dyskoteka, palmiarnia, SPA - to tylko cześć atrakcji rozrywkowo-rekreacyjnego obiektu, który w przyszłości mógłby stanąć na terenie katowickiego kąpieliska Bugla.
Ruina nie basen
Mógłby, bo władze miasta nie są zainteresowane inwestycją, i mają swoje powody. - Inwestorzy, których zainteresowałem swoim pomysłem, początkowo chcieli, aby kompleks powstał na Węgrzech, ale przekonałem ich, żeby postawili na Śląsk - opowiada Markus Kott, autor projektu, architekt i inwestor pochodzący spod Raciborza, zamieszkały w Niemczech.
Kott nie chce jednak zdradzić, kto miałby zainwestować prawie 140 mln euro w nowoczesny kompleks wodny w Katowicach. - Nie wiemy, kto za tym kapitałem stoi, dlatego jesteśmy ostrożni - mówi Marian Zych, naczelnik Wydziału Rozwoju katowickiego magistratu.
We wrześniu 2006 roku Urząd Miasta w Katowicach zaprosił inwestorów do składania wniosków na przebudowę kąpieliska Bugla przy ul. Żeliwnej. O koniecznej rekonstrukcji i generalnym remoncie tego najstarszego i największego kompleksu basenowego w Katowicach mówi się już od dawna. Modernizacji wymaga cała infrastruktura obiektu, w tym węzeł sanitarny. Na zaproszenie magistratu odpowiedział tylko Markus Kott.
Konkurencyjny plan
Z korespondencji i rozmów między architektem a urzędnikami wynika, że władze miasta jeszcze w zeszłym roku były zainteresowane przedsięwzięciem Kotta. Była mowa o sporządzeniu miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla terenu planowanej inwestycji, uruchomieniu procedury sprzedaży przez miasto gruntu kąpieliska, wyjaśnieniu spraw własności jednej z działek. Jednak w tym roku władze miasta zmieniły zdanie w sprawie propozycji niemieckiego architekta.
W styczniu prezydent Katowic Piotr Uszok poinformował Markusa Kotta, że podjął decyzję o budowie obiektu sportowego przy ul. Kościuszki i Zgrzebnioka, a budowa dwóch kompleksów o podobnych funkcjach w jednym mieście nie będzie opłacalna. Podkreślił też, że do czasu wybudowania nowego kąpieliska nie może dopuścić do zawieszenia działalności Bugli. - Nie wiem, dlaczego miasto preferuje aquapark, chociaż wiadomo, że tego typu obiekty nie są na świecie dochodowe - argumentuje Kott.
Władze miasta chcą wybudować kompleks basenów przy ul. Zgrzebnioka na zasadzie partnerstwa publiczno-prywatnego, które polega na tym, że miasto daje grunt i częściowo finansuje budowę. Inwestor tylko przez określony czas zarabia dzięki temu obiektowi. - Nasza inwestycja byłaby całkowicie prywatna. Kupilibyśmy od miasta grunt i oczywiście czerpalibyśmy zysk z przedsięwzięcia - tłumaczy Kott.
Filozofia wypoczynku
Inwestor nie widzi przeszkód w funkcjonowaniu na terenie miasta dwóch obiektów kąpielowych. - Ale my mamy zupełnie inne cele! Basen przy ulicy Zgrzebnioka byłby przeznaczony dla mieszkańców Katowic, a my chcemy działać ponadregionalnie. Proponujemy nową filozofię wypoczynku. Bugla byłaby przeznaczona dla ludzi przyjeżdżających z zewnątrz. Ma świetne położenie komunikacyjne, bo leży w pobliżu autostrady. To byłby ekonomiczny magnes dla miasta! - przekonuje Kott.
Dodaje, że nowy obiekt dałby miejsca pracy około 500 osobom.
Kto zaryzykuje
Marian Zych twierdzi, że Markus Kott nie udokumentował wiarygodnie swoich planów. - Obawiamy się takiej sytuacji, że inwestycja zostanie rozpoczęta, a potem nieskończona - mówi przezornie naczelnik.
- Przedstawiliśmy komplet dokumentów, w tym biznesplan i plan marketingowy. Już nawiązaliśmy kontakty z niemieckimi biurami turystycznymi, które są zainteresowane współpracą - ripostuje architekt.
Na razie wciąż nie wiadomo, kiedy powstanie nowy obiekt przy ul. Zgrzebnioka i czy w ogóle powstanie. Nie wiadomo też, jak potoczą się losy Bugli. - Ogłosiliśmy przetarg na opracowanie analizy wykonalności inwestycji, która wskaże nam kierunek działań i będzie wiarygodnym źródłem oceny ryzyka - informuje Zych.
Naczelnik sugeruje, że być może we wrześniu władze miasta będą mogły podjąć ostateczną decyzję, którym obiektem się zainteresować. (...)
Co proponują inwestorzy:
Od strony południowo-zachodniej znajduje się czterogwiazdkowy hotel, w nim jest zaplanowanych 228 dwuosobowych pokoi, 5 sal konferencyjnych, kilka restauracji oraz sala bankietowa dla około 500 osób. W piwnicy powstałaby winiarnia i piwiarnia dla około tysiąca gości. Obok hotelu znajdują się termy - na parterze zaplanowano basen kąpielowy z wysepkami, zjeżdżalniami i grotą w skale, basen do nurkowania w formie rafy koralowej. Na pierwszym piętrze przewidziano miejsca na sklepy, szkołę nurkowania, plażę i część gastronomiczną. Drugie piętro przeznaczone jest na SPA. W części otwartej dachu mają być plaża i bar, a w części oszklonej - palmiarnia, skąd przechodzi się do przezroczystego basenu, z którego można oglądać pływających na niższych piętrach ludzi lub mknące samochody. W obiekcie co wieczór mają się odbywać dyskoteki na ogrzewanym piasku. Dalej widzimy jeziorko i plażę. Kilka metrów na północ od jeziorka są przewidziane szerokie schody, na których będzie można się opalać.
Najdalej na północ wysuniętym budynkiem jest pływalnia sportowa o wymiarach olimpijskich z widownią na ok. 3.500 widzów. Ma tu być też 20 stanowisk do surfingu.
Fantastyczne inwestycje, które zapowiadano jako wielkie przedsięwzięcia:
Turek Vahap Toy ogłosił, że chce zbudować pod Białą Podlaską polskie Las Vegas z portem lotniczym, hotelami, kasynami, stadionem olimpijskim i filią parku rozrywki Michaela Jacksona.
W Tarnowskich Górach miał powstać pierwszy w Polsce ośrodek rehablilitacyjny z delfinami, czyli Górnośląskie Centrum Delfinoterapii. Dziennik Zachodni, Katarzyna Wolnik 2007.06.18, Niemiecki architekt i inwestor chciałby zamienić katowicką Buglę w bajkowy obiekt
Do góry
Kopuła będzie tętnić życiem
Rozmowa z prof. Marianem Oslislo, rektorem katowickiej Akademii Sztuk Pięknych.
Anna Malinowska: Jeszcze przed uroczystym otwarciem kopuły na katowickim rondzie władze miasta zapowiadały: to będzie miejsce tętniące życiem. Czy po kilku miesiącach funkcjonowania możemy powiedzieć, że te zapewnienia się spełniły?
Prof. Marian Oslislo: Nie do końca. Miejsce nie świeci pustkami, ale brakuje jeszcze kilku elementów, które dopełnią obraz. Pierwsza sprawa to pub. Od samego początku wiedzieliśmy, że to będzie magnes, absolutna konieczność funkcjonowania Ronda Sztuki. Chcemy mieć pub z prawdziwego zdarzenia: z dobrym winem, piwem i ciekawym jedzeniem. Tak więc musi być kuchnia i jej zaplecze. Za tym ciągną się pozwolenia i cała biurokracja. Ale pod koniec czerwca ruszy.
Zapowiedzi były szumne: podczas otwarcia miał być dla mieszkańców koncert, sprzedawane drinki, kawa... Tymczasem obyło się bez fety.
- Niektórzy w swoich wypowiedziach trochę się zapędzili. Chcieliśmy uruchomić miejsce jak najszybciej. By ludzie szybko nauczyli się, przywykli do kopuły. Jasne, mogliśmy zwlekać, aż wszystkie papierki będą wypełnione, urzędowe pozwolenia załatwione. Tylko po co? Kopuła od samego początku miała być i jest galerią. Wystawy są więc organizowane, co nie oznacza, że nie pracuje się nad dalszym rozwojem miejsca. Staramy się wyposażyć Rondo w nowoczesny sprzęt oświetleniowy i multimedialny. Planujemy też otwarcie sklepiku-księgarni. Będzie usytuowany tuż przy wejściu, tak żeby każdy z wchodzących miał od razu kontakt z naszymi artykułami. Będą nie tylko wydawnictwa, ale też plakaty, gadżety wykonane przez naszych studentów. Wszystko związane ze sztuką i promocją Katowic. (...)
Obiekt będzie na siebie zarabiał? Będzie wyjmowany?
- Tak, ale nie w taki sposób, żeby na długi czas bywał zamknięty dla mieszkańców. Już teraz są instytucje zainteresowane takim wynajęciem. Tak też się będzie działo między poszczególnymi wystawami. Nie można zapomnieć, że również my mamy konkretne pomysły, projekty, które w Rondzie będziemy wykonywać. Czekamy na decyzję Brukseli w sprawie dofinansowania jednego z nich: nasi studenci wraz ze swoimi francuskimi i niemieckimi kolegami będą jeździć po terenach poprzemysłowych w tych trzech krajach. Na podstawie tych wycieczek powstaną prace malarskie, które zilustrują ich obecną sytuację. Potem właśnie w kopule odbędzie się sympozjum podsumowujące - artyści pomogą naukowcom w dyskusji nad problematyką tych regionów. W przygotowaniu są też duże wystawy twórców z górnej, światowej półki. Np. jesienią zawitają do nas prace Rolanda Topora. Gazeta Wyborcza, Anna Malinowska 2007.06.17
Do góry
Wybudujmy dworzec kolejowy w nowym miejscu
Nowy katowicki dworzec mógłby powstać na 50-hektarowym pustym terenie PKP, kilkaset metrów na zachód od obecnego. Zmieściłyby się tam nie tylko budynek stacji, ale i centrum handlowe, dworce autobusowe, parkingi, biura, hotele.
Edward Tausznik, projektant wielu śląskich linii kolejowych, uważa, że dyskusja wokół dworca zmierza w złym kierunku. - Mówi się tylko o architekturze stacji, a zapomina o technologii ruchu, zapleczu technicznym. Przy obecnej lokalizacji dworzec nie ma szans na rozwój - przekonuje Tausznik. Razem z firmą Koldrex 2 stworzył koncepcję przeniesienia dworca głównego w inne miejsce.
Zdaniem Tausznika w gęstej zabudowie śródmiejskiej nie ma miejsca na nowe perony. Dworzec jest źle skomunikowany z głównymi drogami, a na placu Szewczyka brakuje miejsca na parkingi i dworzec autobusowy. Proponuje, by wybudować nową stację na terenie PKP między ulicami Sądową a Kozielską. - Budowa nowego dworca nie przeszkadzałaby w ruchu kolejowym. Do momentu otwarcia nowej stacji można by korzystać bez przeszkód ze starej - mówi Tausznik.
Na 50 hektarach można stworzyć supernowoczesny dworzec kolejowy, w którym można by zintegrować wszystkie środki transportu. Mógłby przypominać berliński Hauptbahnhof, oddany w zeszłym roku do użytku. To jeden z największych i najnowocześniejszych dworców kolejowych w Europie. (...)
- Jeżeli chcemy marzyć o organizacji mistrzostw piłkarskich Euro 2012, musimy poprawić połączenia drogowe z dworcem. W nowym miejscu można wybudować ulicę łączącą stację ze średnicówką i autostradą A4. Gdyby jeszcze udało się uruchomić połączenie kolejowe z lotniskiem w Pyrzowicach, nasz dworzec byłby najlepiej skomunikowany w Polsce! - mówi projektant.
Specjaliści z Koldreksu przygotowali szacunkowy kosztorys budowy. Nowy dworzec wraz z infrastrukturą, biurowcem PKP, parkingami kosztowałby 700 mln zł. Dużą część tej kwoty można pozyskać z funduszy Unii Europejskiej.
Jednak PKP studzi zapały projektantów. - PKP oraz Katowice od roku pracują nad koncepcją funkcjonalną nowego dworca, który powstanie w miejscu obecnego. Pomysłu z przeniesieniem dworca nie rozważano. Dziwię się, że w ogóle się pojawił - mówi Michał Wrzosek, rzecznik prasowy PKP SA. Dodaje, że prace przygotowujące inwestycję są na ukończeniu. Do końca roku władze PKP chcą wyłonić inwestora, który sfinansuje przebudowę obecnego dworca. Gazeta Wyborcza, Tomasz Malkowski 2007.06.14
Do góry
Kłopoty ze śledztwem MTK
Katowicka prokuratura po raz kolejny przedłuży śledztwo w sprawie katastrofy hali wystawowej MTK. Powód? Problemy z przesłuchaniem zagranicznych świadków.
Śledztwo w sprawie zawalenia hali Międzynarodowych Targów Katowickich wszczęto pod koniec stycznia 2006 r. Do tej pory zarzuty przedstawiono projektantom, wykonawcom, a nawet pracowników nadzoru budowlanego. Według prokuratury z projektu hali celowo usunięto elementy wzmacniające konstrukcję dachu, co zmniejszyło jego wytrzymałość. Firma, która stawiała halę, miała o tym wiedzieć i nie protestowała. W efekcie z powodu zalegającego na dachu lodu i śniegu dach runął na uczestników międzynarodowej wystawy gołębi. Pod jego gruzami zginęło 65 osób, a 144 zostały ranne.
Katowicka prokuratura planowała zakończyć postępowanie w sprawie już na początku tego roku. Nie udało się jednak, bo nie przesłuchano wszystkich pokrzywdzonych w katastrofie. Teraz prokuratorzy złożyli wniosek o kolejne przedłużenie śledztwa, bo muszą jeszcze przesłuchać świadków mieszkających poza granicami Polski.
- Zwróciliśmy się do tamtejszych organów ścigania o międzynarodową pomoc prawną - tłumaczy prokurator Tomasz Tadla, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Katowicach. (...) Gazeta Wyborcza, piet 2007.06.13
Do góry
Powstaną kolejne bloki na Tysiącleciu
Na katowickim osiedlu Tysiąclecia obok 30-letnich bloków wyrosną kolejne wieżowce. Postawi je prywatny deweloper, któremu spółdzielnia sprzedała grunty. Część mieszkańców jest oburzona, bo znikną zieleńce i parkingi oraz widoki za oknem.
Największe osiedle mieszkaniowe w Katowicach, Tysiąclecie, to dziesiątki olbrzymich bloków. Jednak mieszkańcy lubią to miejsce, mają stąd blisko do centrum, a tuż obok jest pełen atrakcji i zieleni Wojewódzki Park Kultury i Rozrywki. O popularności osiedla świadczą także wysokie ceny mieszkań na rynku wtórnym, za metr kwadratowy płaci się ponad 4 tys. zł.
Nic więc dziwnego, że powstają tu kolejne bloki. Spółdzielnia Mieszkaniowa Piast sprzedała krakowskiej firmie Activ Investment Sp. z o.o. działkę tuż przy rondzie Sławika, naprzeciwko słynnej Żyrafy. W miejscu zielonego skweru, który już ogrodzono wysokim płotem, staną dwa 14-piętrowe wieżowce. Mieszkańcy bloku na Tysiąclecia 1 są zrozpaczeni. - Między Dolnym a Górnym Tysiącleciem są hektary nieużytków, a spółdzielnia wybrała miejsce pod naszymi oknami! My, starsi ludzie, często wypoczywaliśmy w tym zagajniku, nie mamy tyle sił, by chodzić do odległego parku po drugiej stronie ruchliwej ulicy Chorzowskiej - mówi zdenerwowany pan Kazimierz.
- W latach 70. to był plac budowy. Teraz jest już prawie mały lasek, jedyna taka oaza spokoju w najbliższym sąsiedztwie bloku. Jak nam wytną drzewa, będziemy mieć znowu betonową pustynię - mówi Hanna Cicha, która mieszka na Tysiącleciu od 37 lat.
Jej sąsiadka pani Jola jest podobnego zdania. - Teraz dzieciom zostanie mała piaskownica do zabawy. Dookoła będą już tylko parkingi i ulice! Czemu nas nikt nie pytał, czy chcemy mieć blok pod oknami. Nie było żadnych spotkań z mieszkańcami, czy na tym polega spółdzielczość? - pyta pani Jola. (...)
Z zarzutami mieszkańców nie zgadza się Andrzej Mikołajczyk, zastępca prezesa zarządu SM Piast. - Sprzedaliśmy te tereny, bo nie były nam potrzebne, generowały tylko niepotrzebne koszty. Trzeba było opłacać od nich podatek, pieniądze szły na ich utrzymanie, koszenie trawy, sprzątanie. Od 2003 roku nie podnieśliśmy czynszu. Gdybyśmy dalej utrzymywali te tereny, bylibyśmy zmuszeni do podwyżek - wyjaśnia Mikołajczyk. Dodaje, że o sprzedaży gruntów współdecydowali mieszkańcy. - Takie decyzje zapadają u nas przy udziale grup członkowskich, które reprezentują mieszkańców. Wszystkie uchwały i decyzje są publikowane w naszej gazetce - tłumaczy zastępca prezesa. Gazeta Wyborcza, Tomasz Malkowski 2007.06.11
Do góry
Dworzec kolejowy to być albo nie być Katowic
Robert Konieczny przygotował prowokację, która nawiązuje do napisów na paczkach papierosów i ma spowodować, byśmy popatrzyli na dworzec inaczej.
Sprawa dworca kolejowego w Katowicach rozgorzała na nowo za sprawą ostatnich zapowiedzi kolei. PKP poszukuje inwestora, który przebuduje budynek dworca i rozszerzy go o funkcję centrum handlowego. Wciąż nie wiadomo, jaki los czeka tę unikalną konstrukcję, składającą się z 16 żelbetowych kielichów. Za wyburzeniem opowiada się duża część mieszkańców, którzy mają już dość brudnego i zaniedbanego budynku. Nie przemawiają do nich opinie ekspertów, zgodnie mówiących, że dworzec to arcydzieło późnego modernizmu i szczytowe osiągnięcie brutalizmu w Polsce.
Robert Konieczny, młody śląski architekt, którego ostatni projekt w Opolu okrzyknięto najlepszym na świecie, nie dziwi się zwykłym ludziom. - Widzą brud i chaos na dworcu, nic dziwnego, że chcą jego wyburzenia. Jednak to my, architekci, powinniśmy pokazać ludziom, że ten budynek może być znów wizytówką miasta - mówi Konieczny.
Architekt przygotował swego rodzaju manifest. Prowokację, która ma spowodować, byśmy popatrzyli na dworzec inaczej. - Gdy patrzymy na ruiny gotyckiej budowli, nie myślimy o ich zburzeniu, bo mimo złego stanu widzimy coś więcej, historię, walory artystyczne, wartości kulturowe. Dlaczego nie jest tak z architekturą współczesną? Dlaczego na dworzec patrzymy tylko przez pryzmat jego obecnego stanu? - zastanawia się Konieczny.
Mówi, że ludziom trzeba otworzyć oczy. - Trzeba by chodzić po mieście z megafonem i przypominać mieszkańcom, że to czym się dzisiaj szczycimy w Katowicach, też kiedyś było brudne i zaniedbane - mówi Konieczny. Podaje przykłady. Dawny budynek łaźni przy ulicy Mickiewicza był ruderą. Jednak gdy wprowadziło się tam PZU, gdy odnowiono elewację i wnętrza, nagle jest to jeden z najładniejszych budynków w całym mieście. Dorzuca kolejne przykłady zrehabilitowanych pereł architektonicznych. - Gdy budynek liceum przy Mickiewicza pokrywała sadza, nikt go nie zauważał. Pewnie gdyby ktoś rzucił pomysł, że należy postawić w tym miejscu nową szkołę, znalazłby on aprobatę (...). Wiele budynków w Katowicach odzyskało dawny blask: Akademia Muzyczna, hotel Monopol, Urząd Wojewódzki - to dziś ikony, perły miasta, bez których Katowice zatraciłyby swój charakter. Jednak jeszcze nie tak dawno nie wyglądały równie dobrze.
Robert Konieczny prosi czytelników o wysiłek intelektualny. - Wystarczy pomyśleć o dworcu bez brudu, straganów, zapachu moczu. Czy i wtedy będziemy chcieli jego wyburzenia? Gdyby znikła unikalna, żelbetowa struktura dworca, byłby to wstyd dla miasta. To sprawdzian dla władz, czy szanują nasze dziedzictwo kulturowe, czy wolą supermarkety zamiast prawdziwych dzieł architektury - apeluje do sumień Konieczny. Gazeta Wyborcza, Tomasz Malkowski 2007.06.07
Do góry
Przygotowania do wybuchu buntu lekarzy
Operacyjne patrole policji pilnują od poniedziałku budynków administracji państwowej w Katowicach. Mają filmować demonstrantów, którzy mogą się przed nimi pojawić.
Policyjne, nieoznakowane radiowozy pojawiły się w poniedziałek w czterech miejscach: pod Śląskim Urządem Wojewódzkim w Katowicach, Narodowy Funduszem Zdrowia, Śląskim Centrum Zdrowia Publicznego oraz Państwową Inspekcją Pracy.
Samochody należą do służb kryminalnych i na co dzień są wykorzystywane do śledzenia groźnych przestępców. W poniedziałek w każdym z nich siedziało po dwóch ubranych po cywilnemu oficerów, którzy mieli ze sobą kamery. Do godz. 15.30 czekali na demonstrujących lekarzy. Dzisiaj znowu się tam pojawią. - Chłopcy mają filmować pikietujących i wzywać posiłki, gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli - tłumaczy nasz informator.
Podinspektor Andrzej Gąska, rzecznik prasowy śląskiej policji: - Naszym zadaniem jest monitorowania sytuacji pod kątem zagrożenia bezpieczeństwa, więc to robimy.
Z informacji Gazety wynika, że decyzję o wykorzystaniu służb operacyjnych do pilnowania budynków administracji rządowej zapadła podczas niedzielnego spotkania zwołanego przez Łukasza Falgiera, dyrektora generalnego Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego. (...) Podczas narady omawiano zagrożenia związane z niepokojami społecznymi, jakie mogą wybuchnąć m.in. w związku z rozszerzającym się protestem w służbie zdrowia.
Czarny scenariusz przyjęty podczas niedzielnej narady zakładał nawet okupację budynków przez strajkujących. W takiej sytuacji policja jest przygotowana do wykorzystania negocjatorów oraz oddziałów uzbrojonych w tarcze i pałki.
Marta Malik, rzecznik prasowy wojewody śląskiego potwierdziła, że takie spotkanie faktycznie miało miejsce. Dodała jednak, że nie było zwołane wyłącznie z powodu protestu w służbie zdrowia. - Dotyczyło generalnie wzmagającego się napięcia strajkowego w całym regionie. Oprócz lekarzy swój protest zapowiadają także kolejarze i handlowcy - tłumaczyła Malik. Przypomniała, że kilka miesięcy temu urząd wojewódzki okupowali hutnicy, a potem konduktorzy. - Nie chcemy więc, żeby w okresie przedwakacyjnym doszło do paraliżu pracy urzędów administracji państwowej - podkreśliła.
Policjanci nie są zadowoleni z zadania, które im powierzono. Po pierwsze oderwano ich od codziennych zadań, po drugie solidaryzują się z lekarzami. - Gdybyśmy mogli, to przyłączylibyśmy się do nich, bo my też mało zarabiamy - przyznają. Gazeta Wyborcza, Marcin Pietraszewski 2007.06.05, Śląscy policjanci w gotowości na wybuch buntu
Do góry
Przedszkolaki odwiedziły Śląski Urząd Wojewódzki
W potężnym gmachu, gdzie korytarzami przemyka mnóstwo urzędników, wcale nie musi być nudno. Przekonała się o tym ponad setka dzieci, które wczoraj zaproszono do urzędu wojewódzkiego.
Najpierw była minikonferencja prasowa, w której oprócz dwóch wicewojewodów oraz marszałka, uczestniczyli także komendanci policji i straży pożarnej. Dzieci zwiedzały najważniejsze sale w gmachu, w tym gabinet wojewody, a w Sali Sejmu Śląskiego obejrzały film Bolek i Lolek. Urzędnicy pokazywali im swoje zdjęcia z dzieciństwa. - Czy ktoś chciałby zostać wojewodą? - pytał dzieci wicewojewoda Wiesław Maśka. - O widzę, dziewczynki się zgłosiły. Tego jeszcze na Śląsku nie było - uśmiechał się.
Policjanci przyszli do urzędu z maskotką - psem Sznupkiem. Tłumaczyli dzieciom, co to znaczy bezpieczne zachowanie w domu i poza nim. - A dlaczego Sznupek ma niebieską czapkę? I w ogóle jest cały niebieski - dopytywały dzieciaki. (...)
Z soczkami i cukierkami dzieci wędrowały po całym urzędzie. W gabinecie wojewody podziwiały stare, rzeźbione meble. - Wojewoda pojechał do Chin, jest nieobecny - mówiły dyplomatycznie. - Te wszystkie sale to nam się najbardziej podobały - stwierdzili Alek Piętka i Grześ Gawek z Przedszkola Niezapominajki w Gliwicach. Pierwszy raz zwiedzali tak dostojny urząd. - Ale w takim mniejszym w Gliwicach już byliśmy - podkreślili. Dziennik Zachodni, mokr 2007.06.02
Do góry
Surowe kary za zbrodnię w kopalni Wujek
Po blisko 15-letnim procesie na kary bezwzględnego pozbawienia wolności katowicki Sąd Okręgowy skazał wczoraj członków plutonu specjalnego ZOMO, oskarżonych o strzelanie do górników kopalni Wujek i Manifest Lipcowy. Dowódcy, 60-letniemu Romualdowi Cieślakowi, który dał sygnał do ataku i strzelił pierwszy, wymierzył 11 lat więzienia i wydał nakaz jego tymczasowego aresztowania na czas do listopada br. Podlegli mu funkcjonariusze otrzymali maksymalnie 3 lata, bo objęła ich amnestia i kary należało obligatoryjnie obniżyć. Wszystkie ich czyny uznano za zbrodnie komunistyczne.
Wyrok przyjęto oklaskami. Z miejsc, gdzie były rodziny ofiar, ranni górnicy rozległo się: Jeszcze Polska nie zginęła. Mama zastrzelonego Janka Stawisińskiego płakała. - Dziękuję. Wszystkim dziękuję - powtarzała. - Już mi lżej na sercu.
- Taktyka działania plutonu specjalnego w kopalni w grudniu 1981 roku miała jeden cel - zlikwidować strajk wszelkimi sposobami - uzasadniała przewodnicząca składu orzekającego Monika Śliwińska. - Strzały oddano po to, by zmobilizować pozostałych funkcjonariuszy sił porządkowych do dalszej walki. Nigdy jednak nie da się wyjaśnić wszystkich okoliczności użycia broni.
Jest to trzeci proces w tej sprawie. Pozostałe dwa zakończyły się uniewinnieniem bądź umorzeniem postępowania wobec wszystkich oskarżonych z powodu przedawnienia. Wówczas na sali sądowej rozlegały się okrzyki: Hańba!.
- Ten wyrok jest bliższy prawdzie niż poprzednie - mówił w kuluarach sądu adwokat Jerzy Feliks, ale zapowiedział apelację w imieniu jednego ze swoich skazanych klientów. Prokurator i pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych również zapowiedzieli apelacje. Żaden z 17 oskarżonych nie stawił się na ogłoszenie wyroku. Sąd uniewinnił tylko jednego z nich - byłego wicekomendanta wojewódzkiego MO w Katowicach, Mariana Okrutnego, uznając, iż nie ma dowodów na to, że kierował akcją pacyfikacji kopalń. Kara nie dosięgnęła Teopolda Wojtysiaka ze specplutonu, który uczestniczył tylko w akcji w Manifeście. Objęła go amnestia.
Proces w sprawie pacyfikacji kopalni Wujek i Manifest Lipcowy w grudniu 1981 roku należy do najtrudniejszych z punktu widzenia prawa karnego i najboleśniejszych z punktu widzenia historii Polski, okresu stanu wojennego - mówiła wczoraj przewodnicząca składu orzekającego Monika Śliwińska. - Z przykrością trzeba stwierdzić, że proces ten, mimo skazującego wyroku, nie czyni zadość społecznemu poczuciu sprawiedliwości. Prawdopodobnie do końca nigdy nie da się wyjaśnić wszystkich mechanizmów, jakie legły u podstaw użycia broni palnej wobec strajkujących górników.
Wielokrotnie w czasie uzasadnienia skazującego wyroku w sprawie tragicznych wydarzeń sprzed 26 laty sąd przypominał o zacieraniu śladów i zaniedbaniach milicji oraz byłych prokuratorów wojskowych, którzy nie zabezpieczyli śladów tuż po tragicznych wydarzeniach. Przestrzelono broń, w którą w kopalni Wujek wyposażony był pluton specjalny ZOMO, a to świadczy, że obawiano się prawdy.
- Już wówczas, w grudniu 1981 roku nikt nie wątpił, że strzelał pluton specjalny i w wyniku tego doszło do ofiar śmiertelnych - uzasadniał sąd, odrzucając wersję o użyciu broni przez wojsko, tzw. grupę Perka, obce służby itp.
Sąd przyjął też, że broni użyli wszyscy oskarżeni, choć nikt nie widział w czasie akcji tak dużej grupy strzelających (19 osób). Wobec jednak ich zmowy milczenia, nie można ustalić, kto konkretnie oddał śmiertelne strzały. Co więcej, oddano strzały w momencie, kiedy życie innych funkcjonariuszy sił porządkowych nie było zagrożone, milicjanci byli w odwrocie.
Sąd odrzucił tezę oskarżonych, że wyjeżdżali do kopalni Wujek w trybie alarmowym, więc każdy z nich brał broń, jak popadło, dlatego trudno ustalić, kto z jakiego egzemplarza strzelał.
- Nie było trybu alarmowego, oskarżeni spokojnie zjedli śniadanie, więc mieli też czas na zanotowanie, kto jaką broń bierze na akcję - uzasadniała sędzia Śliwińska i dodała, że zaginęła książka ewidencji broni plutonu specjalnego ZOMO. Wszystko to świadczy o tym, że po wydarzeniach w kopalni robiono wiele - w sposób precyzyjny i przemyślany - by uniemożliwić wyjaśnienie tej sprawy.
Sąd analizował zachowania poszczególnych oskarżonych w każdej z pacyfikowanych kopalń. Za każdym razem wykazywał, że bezpodstawnie użyli broni.
Najsurowszą karę wymierzył 60-letniemu Romualdowi Cieślakowi z Katowic, dowódcy specplutonu. Sąd, powołując się także na raport taterników, uznał za udowodnione, że dał on sygnał do otwarcia ognia. Wymierzył mu karę łączną 11 lat pozbawienia wolności. Dwunastu oskarżonych o użycie broni w kopalni Wujek skazał na kary po 5 lat więzienia, a na podstawie amnestii karę obniżył do 2,5 roku. Dwóch z oskarżonych uczestniczących w pacyfikacji obu kopalń skazał na karę łączną po 3 lata. Jedna osoba została uniewinniona, wobec jednej sprawę umorzono.
Gdy przewodnicząca Monika Śliwińska zapowiedziała przed ogłoszeniem wyroku, że wyraża zgodę na ujawnienie danych osobowych i wizerunku oskarżonych ze względu na społeczny interes, było jasne, że ten wyrok będzie inny od dwóch poprzednich. I tak się stało. Czy to jest ta wola polityczna, by skazać winnych, o której pod kopalnią Wujek mówił w grudniu ub. roku prezydent Lech Kaczyński? Czy to tylko świadczy o niezawisłym sądzie, jak uważają inni? Jedno jest pewne, nie pojawił się w tej sprawie żaden nowy, przełomowy dowód. (...) Dziennik Zachodni, Teresa Semik 2007.06.01, Sąd wymierzył surowe kary za zbrodnię w kopalni Wujek
Do góry
Wybór cytatów © Portal.Katowice.pl

Wstecz - Start - Do góry

Redakcja - Regulamin - Współpraca - Reklama - Strony WWW              © Copyright by GST 05-12